Artystka niezależna
Jeszcze w czasie nauki spotkała Joe Swanberga. W 2006 roku zagrała w jego „LOL", potem też w kolejnych filmach, a w 2006 roku razem wyreżyserowali „Noce i weekendy". Greta Gerwig pisała też scenariusze. Weszła w środowisko artystów spod znaku kina niezależnego, niskobudżetowego, realistycznego, często powstającego w wyniku improwizacji, opartego na błyskotliwych dialogach i przede wszystkim portretującego pokolenie 20-, 30-latków.
Znalazła się zatem w kręgu takich twórców jak bracia Duplass, Andrew Bujalski czy Noah Baumbach. We „Frances Ha" Baumbacha stworzyła postać dla jej pokolenia kultową. Dziewczynę, która niby żyje na luzie: spotyka się ze znajomymi, gada, czasem zapali papierosa, czasem prześpi się z jakimś facetem albo wyjedzie na dwa dni do Paryża. Ale choć ma sto pomysłów na minutę, tak naprawdę nie bardzo wie, co ze sobą zrobić. Baumbach portretował wielkomiejskie środowisko hipsterów, ludzi idących pod prąd, szczycących się niezależnością. Inteligentnych, błyskotliwych, ale zagubionych, dryfujących przez życie bez poczucia stabilizacji.
W „Lady Bird" Greta Gerwig wróciła do podobnych klimatów z początku XXI wieku. Zrobiła film częściowo autobiograficzny. Tytułowa 17-latka mieszka w Sacramento, jej matka jest ciężko pracującą pielęgniarką, ojciec stracił pracę, cierpi na depresję, ale dla córki jest podporą. A ona ma tę samą co Greta rogatą duszę. Marzy o studiach w Nowym Jorku, choć rodziny na to nie stać. Buntuje się przeciwko katolickiej edukacji i przeciwko oschłej i nietolerancyjnej matce, która wie, czego od córki oczekuje. „Chcę, żebyś była najlepszą wersją siebie" – mówi. „To właśnie jest moja najlepsza wersja" – odpowiada Lady Bird. Zapis ich relacji jest jednym z atutów filmu.
Poza tym są inteligentne dialogi, świetna przyjaciółka, „Biedroneczka", wybitna Laurie Metcalf w roli matki, sytuacje zmieniające się jak w kalejdoskopie, mnóstwo małych, codziennych obserwacji i szczerość. Wszystko to sprawia, że „Lady Bird" staje się czymś więcej niż kolejną historyjką o trudnym dojrzewaniu. To opowieść o szukaniu własnej drogi w świecie, który nie jest ani przyjazny, ani tak otwarty dla dziewczyny, której marzenia wykraczają poza jej miasto, środowisko, tradycję rodzinną. A jednak to miasto i ta rodzina będą w niej zawsze, bo pierwsze miejsce i najbliżsi ludzie tworzą matrycę, które potem sami wypełniamy. Z czasem je doceniamy i za nimi zatęsknimy.
Oscarowe typy
Sukcesy „Lady Bird" to znak czasu. Od kilku lat Akademicy dostrzegają kino niezależne. W ubiegłym roku oscarową konkurencję wygrał „Moonlight", magiczny film rozgrywający się w środowisku Afroamerykanów. Teraz, w czasach #metoo i buntu kobiet, członkowie Akademii śmielej sięgnęli po kino kobiety o kobietach. Czy Gerwig ma szansę na statuetkę? Wydaje się, że ostateczna walka rozegra się pomiędzy „Kształtem wody" Guillermo del Toro i „Trzema billboardami za Ebbing, Missouri" Martina McDonagha.
Ja trzymam kciuki za ten drugi film. I chyba trudno liczyć na niespodziankę. Dziennikarka brytyjskiego „Guardiana" Hadley Freeman przypomina, że obraz o relacjach dwóch kobiet ostatnio dostał Oscara w 1983 roku. To były „Czułe słówka" i – jak zaznacza Freeman – jedna z tych kobiet musiała umrzeć. W „Lady Bird" nikt nie umiera, ale może któraś z jej pięciu nominacji zamieni się w statuetkę? Ta dla Laurie Metcalf?