Reżyser urodził się i wychował w rosyjskim Nalczyku, na północnym Kaukazie. I tam, w surowym świecie, gdzie próbują ze sobą współistnieć społeczności Rosjan, Kabardyjczyków i Żydów i gdzie na co dzień czuje się niebezpieczeństwa terroryzmu, 26-letni dziś reżyser zrealizował swój fabularny debiut.

Akcja „Bliskości” toczy się pod koniec lat 90. Żydowska rodzina z dwojgiem podrastających dzieci. Chłopak właśnie zaręczył się. Razem z narzeczoną pojechali zabawić się w mieście. I nie wrócili. Zostali porwani, a porywacze żądają okupu. Pieniądze zebrane przez wspólnotę starczą tylko na wykupienie dziewczyny. Bliscy chłopaka muszą sobie radzić sami. Suma, którą muszą uzbierać przerasta ich możliwości. Ich świat się wali. Ojciec jest w stanie sprzedać warsztat, z którego rodzina się utrzymuje. Ale jest jeszcze siostra. Dziewczyna zakochana w Kabardyjczyku, próbująca wyzwolić się z praw społeczności żydowskiej. I jest jej życie, o które chce walczyć.

Bałagow zrobił film surowy, utrzymany w ciemnych barwach. Pokazał świat, w czasie wojny czeczeńskiej wstrząsany aktami terroryzmu, gdzie w obliczu tragedii nie można liczyć żadną na pomoc państwa. Świat bezprawia i przemocy, w którym dzieci oglądają zapisy egzekucji, a potrzebujący człowiek zostaje zdany tylko na siebie. Pokazał rozpadającą się wspólnotę. I rodzinę wierną tradycji, wobec której młody człowiek się buntuje. Tragedia może tu ludziom przypomnieć czym jest bliskość. Ale też obnaża prawdę o samotności i obcości  ludzi, którzy są zmuszeni, by od nowa szukać swojego miejsca. Ciekawy film, a nazwisko Bałagowa trzeba zapamiętać.