W 2003 roku dostał pan nominację do Oscara za film krótkometrażowy o kobiecie, która z dwojgiem dzieci uciekła od męża tyrana. Zapowiadał pan wtedy nakręcenie tryptyku o przemocy domowej.
Xavier Legrand: Rzeczywiście planowałem trylogię złożoną z trzech trzydziestominutowych filmów. Nie ukrywam zresztą, że nominacja oscarowa mnie ośmieliła i pomogła w zdobywaniu funduszy. Zwłaszcza że jako aktor teatralny, nieromansujący specjalnie z kinem, nie miałem poprzecieranych różnych dróżek, które nagle się przede mną otworzyły. Ale gdy zacząłem temat dalej dokumentować, zrozumiałem, że pół godziny dla tak drastycznego i skomplikowanego tematu to za mało. I narodził się pomysł na „Jeszcze nie koniec”.
Według Amnesty International więcej kobiet w wieku 15–40 lat umiera na skutek przemocy niż na raka. U nas co ósma badana Polka deklaruje, że przynajmniej raz w życiu została uderzona przez partnera, a 37 procent zna przypadki znęcania się fizycznego i psychicznego w rodzinie.
Podam równie porażające liczby. We Francji co dwa i pół dnia kobieta jest mordowana przez swojego partnera. W większości przypadków dzieje się to wówczas, gdy chce ona odejść lub tuż po rozstaniu. Potem w prasie ukazują się artykuły, w których dziennikarze piszą o „zbrodniach z namiętności”. Jakich namiętności? To jest apogeum trwającej przez lata przemocy domowej.