– Nigdy nie byłem 100-procentowo przekonany, że mam zostać sportowcem – ujawnia Wojciech Fibak.
W czasach licealnych jego idolami byli Jerzy Skolimowski i Roman Polański - wzorował się na nich, kiedy reżyserował w szkole przedstawienia. Chciał pójść w ich ślady i studiować w łódzkiej Filmówce.
Katalizatorem do sportowej kariery syna był ojciec, Jan, profesor medycyny. Matka tenisisty, Joanna Fibak przypomina, jak codziennie rano, także w niedzielę, po obowiązkowej pobudce następowały fizyczne ćwiczenia aplikowane przez ojca, a także przepytywanie z nauczonych obcych słówek.
– Bardzo wiele wymagał od Wojtka – komentują po latach znajomi.
To właśnie on zaprowadził syna na kort tenisowy. Okazało się, że Wojtek ma nie tylko talent, ale i ponadprzeciętne chęci, by intensywnie trenować. Tenis był wówczas sportem trudno dostępnym i bardzo kosztownym. Szybko znalazł się w ósemce najlepszych juniorów świata, ale jak mówi – to była jeszcze przepaść, żeby znaleźć się w gronie stu najlepszych dorosłych tenisistów. Fibak opowiada m.in. że zatajono przed nim propozycję otrzymania stypendium Stanforda, które mogłoby mu pomóc startować do dorosłej rywalizacji w lepszych warunkach. Opowiada o podróżach na turnieje, gdy zdarzało mu się mieszkać z kolegą w pokoju bez okna, bo nie było go stać na więcej. Sławny wtedy Bjoern Borg dał mu dwa tysiące dolarów, by mógł polecieć na ważny dla niego turniej w Teheranie – wierzył, że to dobra inwestycja.