– Kiedy miał półtora roku rozumiał treść dorosłych filmów – pamięta matka Bjarke. – Wszystko dobrze mu szło – poza piłką nożną. Po szkole mówił tylko o rysowaniu komiksów.
– Moją pierwszą pracą było rozwożenie gazet – wspomina Bjarke. – Poza tym sprzedawałem hot dogi, robiłem desery i zmywałem naczynia w restauracji. Sprzątałem na dworcu, podcierałem ludziom tyłki w hospicjum, byłem listonoszem. Najgorsze było przeprowadzanie ankiet.
Dziś już nie musi imać się takich zajęć – jego biuro architektoniczne realizuje najbardziej nietypowe zlecenia, staje do konkursów, których przekracza regulaminy i – wygrywa. Ingelsowi zależy na budowaniu czegoś nowego, czego do tej pory nie było.
– W pracy architekta najlepsze jest tworzenie budynków – nie ma nic bardziej zdumiewającego – mówi Ingels. - Można łączyć zaskakujące elementy. Lubię projektować domy, po dachach których można spacerować, albo zjeżdżać z dachu na nartach – wykorzystanie przestrzeni do zabawy i zapewnienie swobody wszystkim formom życia – oto zadanie architektury.
Za dzieło doskonale uważa Operę w Sydney.