Dokumenty przechowywane w archiwum MSZ pokazują, jak wiosną i latem 1990 roku Krzysztof Skubiszewski miał kłopot ze zrozumieniem, że trzeba za wszelką cenę podać rękę państwu litewskiemu starającemu się jakoś wywinąć z objęć Rosji. Powtarzanie ministrowi Algirdasowi Saudargasowi, że z polską reakcją czeka na rozmowy litewsko-sowieckie, brzmiało bezdusznie. Skubiszewski jako prawnik liczył na jakieś regulacje prawne, ale polityka miała swoją dynamikę. Rząd Jana Krzysztofa Bieleckiego wyciągnął wnioski z błędów poprzednika i na niepodległość Ukrainy zareagował błyskawicznie, bez czekania na opinię Kremla.

Relacje z Litwą to dla Polski dwa wielkie problemy: blokowanie rozwoju Możejek, największego płatnika podatków na Litwie, który jest w polskich rękach, oraz prawa polskiej mniejszości. Portal Inna Wileńszczyzna podaje właśnie, że aż sąd musiał pozwolić niejakiemu panu Wardynie na pisanie w nazwisku W, a nie V. Jednocześnie Litwa jest w UE, może nas wspierać choćby na posiedzeniach Rady Europejskiej. Szczególnie w kwestiach polityki wobec Białorusi – bez wsparcia Litwy polskie zaangażowanie będzie miało mniejszą siłę, a to jeden z potencjalnie mocniejszych punktów obecnej ekipy. Także dlatego, że ostatecznie zwyciężył w UE litewski punkt widzenia, czyli łagodniejsze traktowanie Łukaszenki.

Po 2005 roku mieliśmy dwa rodzaje podejścia do Litwy. Jedno: Lecha Kaczyńskiego. Nazwijmy je doktryną cierpliwej dyplomacji. Jako prezydent Kaczyński był kilkanaście razy pod Ostrą Bramą, za co był ostro krytykowany przez środowiska kresowe, bo Litwini i tak nie zrobili nic dla miejscowych Polaków (ale też nie pogarszali ich sytuacji). Po 2007 roku, na zasadzie: wszystko na odwrót, przyszła „doktryna Sikorskiego". Jej sens polegał na tym, że polska dyplomacja traktowała państwo, z którym kilkaset lat mieliśmy unię, tak jak Portugalię albo Maltę. Uśmiechy i uściski, ale żadnych specjalnych kontaktów, dopóki Litwini nie pozwolą Polakom pisać „w" itd. Bez sukcesu.

Do historii przeszła złota epoka strategicznych relacji za Lecha Kaczyńskiego i Valdasa Adamkusa (zapoczątkowanych za Aleksandra Kwaśniewskiego), wielkich wspólnych projektów w regionie po 2005 roku. Dziś Litwa patrzy na Niemcy, na Szwecję, odwrócona od Polski. Właśnie mija 25 lat od podpisania polsko-litewskiego traktatu. Może nie jest za późno, by jeszcze raz przemyśleć, co strategicznie było lepsze: „cierpliwa dyplomacja" czy „doktryna Sikorskiego"?

Autor jest historykiem i publicystą. Był posłem i europosłem, a w latach 2006–2007 wiceministrem spraw zagranicznych w rządzie Jarosława Kaczyńskiego