Zaczęło się od wywiadu dla „Gazety Wyborczej". Oto subtelna intelektualistka (mówię to bez ironii) wygłasza tam pochwałę przemocy w słusznej sprawie. W tym wypadku jest nią straszliwa opresja, jakiej ponoć poddawani są przez państwo obywatele LGBT. Konkretnie chodzi o przypadek pana Michała, zwanego „Margot". „Doszło do takiej inflacji słów, że w tej chwili pozostały już jedynie środki ostateczne" – mówi Masłowska, wychwalając radykalizm tych, którzy napadli na działacza pro-life. Oczywiście prawdziwy dziennikarz zadałby pisarce pytanie, czy pochwala bicie. Niestety, pytał Michał Nogaś, który z zasady podlizuje się rozmówcom. A zatem, pani Doroto: bijemy czy nie?

Gdyby pisarka była katoliczką, może wzięłaby sobie do serca nakazy Ewangelii „Miłuj bliźniego swego jak siebie samego"? Albo nawet „miłujcie nieprzyjacioły wasze"? Dorota Masłowska katoliczką jednak nie jest, wbrew temu co napisał tygodnik „Dobry Tydzień". To historia z gruntu humorystyczna. Oto kobiece pismo, tyle że przeznaczone dla tradycyjnych katoliczek, w typowym dla gatunku obłym stylu opisuje pisarkę jako osobę, która „nigdy nie straciła wiary". Problem w tym, że to kłamstwo. Autorka nigdy z Masłowską nie rozmawiała, a artykuł spreparowano z cytatów wyrwanych z kontekstu.

„Mój wizerunek został zhakowany" – skomentowała Masłowska i na tym można by skończyć tę zabawną anegdotę, gdyby nie puenta. Oto pisarka oddała sprawę prawnikom. Pytanie brzmi, dlaczego? Co jest obraźliwego w sformułowaniu, że ktoś jest katolikiem, nawet jeśli za takowego się nie uważa? Zresztą to się zawsze może zmienić. Polecam wywiad rzekę z Leszkiem Kołakowskim, który zaczynał jako agresywny antyklerykał, a skończył jako „w pewnym sensie chrześcijanin".

A może Dorotę Masłowską dopadły „wypalenie, pustka, smartfonoza"? Razem z Maciejem Chorążym pisarka przygotowała reklamę pewnej firmy odzieżowej. Moim zdaniem całkiem zabawną, bo wymyślili „lecznicze napisy" na koszulkach, które „uśmierzają ból istnienia". Niestety, wyszedł z tego kolejny odcinek komedii z udziałem pisarki. Twórców parodystycznego filmiku oskarżono o wyśmiewanie ludzi chorych na depresję, bo nie wszyscy zrozumieli konwencję. Tak to jest, pani Doroto, kiedy człowiek z byle powodu reaguje emocjonalnie. Więcej dystansu do siebie i świata.

Autor jest publicystą, scenarzystą i satyrykiem