Wszyscy teraz paplają o LGBT. Począwszy od arcybiskupa Jędraszewskiego i ojca Rydzyka, o których pisać nie warto (na pochyłe drzewo nawet koza wejdzie), a skończywszy na europośle Biedroniu i zawziętych aktywistkach z tamtych stron (ten sam powód). Zdecydowana większość uczestników dialogu, który już dawno stał się krzykliwą pyskówką, nie wie, że przestała bronić czyichkolwiek praw, a tylko bez zrozumienia obtłukuje jeden z najtrudniejszych, dalekich od rozstrzygnięcia problemów społecznych i moralnych naszych czasów. Być może niektórzy nawet pojmują, ale – jako uwikłani w politykę i przez to uwiązani u swojej budy – muszą ostro obszczekiwać każdego, kto się zbliży.

Pogromcy „tęczowej zarazy" nie rozumieją, że po burdach w Białymstoku, Płocku i paru innych miejscach dają zachętę nabuzowanym osiłkom do kopania słabszych od siebie. Albo jeszcze gorzej: od wieków aż do dzisiaj jakiś procent ludzi rodzi się z zachwianą tożsamością płciową – i co mają robić? Ukrywać się jak trędowaci albo kaleki przed wiekami? Uznać się za osoby niższej rasy? Tym bardziej – jako wierzącemu w Boga – wstyd mi za moich pasterzy, bo Chrystus nie odtrącał ani trędowatych, ani nierządnic.

Zawzięci „tęczowi" zaś nie pojmują, że domagając się uznania jednopłciowych małżeństw za równie dobre jak tradycyjne, deprecjonują trud i poświęcenie rodzin wychowujących swoje dzieci. Zaś tęczowa wagina w koronie Matki Bożej i parodia katolickiej mszy boleśnie obrażają większość, dla której są to sprawy święte. Siłowa propaganda ateizmu zawsze kończyła się źle nie dla wierzących, lecz dla ateistów: okazywali się jeszcze bardziej osamotnieni.

Jak uczynić społeczeństwo znośnym miejscem zarówno dla większości, która pragnie zachować poglądy i sposób życia, jak i dla mniejszości, która nie powinna być dyskryminowana? Czy jest w nas jakieś dobro, źródło wyrozumiałości wzajemnej, czy tylko przymus ma wymusić tolerancję? Zapewne jest to sedno i tak nieprostego pytania o istotę wolności. A tymczasem brniemy dalej: pewnemu proboszczowi nie spodobał się nawet kogut wymalowany na ścianie, bo zbyt kolorowy...