Badania naukowe dowodzą, że za 30 lat klimat Polski stanie się zbyt gorący dla życia, a niżej położone tereny zatopi Bałtyk wzbierający – wraz ze światowym oceanem – w wyniku topnienia podbiegunowych lodowców. Ja tego nie dożyję, ale moje dzieci mają szansę zobaczyć apokalipsę gasnącymi ze starości oczyma, wnuki zaś – wciąż w pełni sił – będą ginąć w męczarniach. Wiemy o tym i prawie nic nie robimy, choć nieszczęście stoi na progu, a w naszej mocy jest jeszcze je odwrócić.

Ale nie tylko ten koszmar nam zagraża. Wiemy, jak rządzący PiS niszczy państwo, jak podporządkował sobie Trybunał Konstytucyjny, jak krok po kroku zawłaszcza sądownictwo, jak uczynił tubę propagandową z publicznych mediów, a pustą atrapę ze służby cywilnej. Za niewiele ponad trzy miesiące czekają nas decydujące wybory, a tymczasem opozycja nie potrafi podnieść się z poprzedniej przegranej. Jedni wybrzydzają na lidera, bo miał być przystojny i charyzmatyczny, inni psioczą na przekupny lud, ale przebąkują, że partia rządząca „ma trochę racji", bo kombinują, jak ułożyć się ze zwycięzcami i zachować choć część wpływów. Posłowie w strachu przed końcem kadencji pośpiesznie zmieniają partie i korygują poglądy w nadziei na ocalenie wygrzanych foteli. Intelektualiści powiadają, że nie trzeba już zwalczać uzurpatorów, tylko zająć się głębokimi wartościami. Wszyscy – bo mamy pełnię lata – grillują i festiwalują, pocieszając się po polsku, że jakoś to będzie.

No i będzie, oczywiście. Jeśli partia uzależnia od siebie sądy, media, likwiduje służbę cywilną, zmienia programy szkolne i ogranicza samorządy, to nie po to, żeby cieszyć się posiadaniem, tylko w konkretnym celu politycznym. Żeby manipulować wyborami, zgnoić w kryminale przeciwników, obsadzić wszystko swoimi przydupasami, całą resztę ogłupić w propagandowym młynie. Jeśli PiS wygra jesienne wybory, będą to prawdopodobnie ostatnie wolne wybory w Polsce. A my udajemy, że z demokracją nic ważnego się nie dzieje, podobnie tak jak z klimatem, chociaż obie klęski będą nieodwracalne. Cała różnica w tym, że teraz będziemy cierpieć na równi z wnukami.