Nie chodzi o upokorzenie przeciwników, zemstę za Smoleńsk, odegranie się na Tusku albo podobne abstrakcje. Jemu chodzi o kolejne małe, ale konkretne kroki w drodze do dyktatury, której jeszcze nie ma, lecz nieuchronnie będzie miał, jeśli parę następnych lat utrzyma się u władzy. Tak było z opanowaniem Trybunału Konstytucyjnego, potem Krajowej Rady Sądownictwa, teraz z wyborami. Panowanie nad sądami jest mu potrzebne nie dla własnej chwały, ale po to, aby wygrywać wybory jutrzejsze. Dlatego prze do głosowania w maju, kiedy uległy mu Andrzej Duda ma jeszcze szanse. Chwilowo się cofnął, ale pozostają „wybory kopertowe", najbardziej dlań dogodne.

„Kopertówka" daje największe możliwości fałszerstwa, chociaż troszeczkę preferuje wyborców jako tako myślących i piśmiennych. Patentowani głupcy – ten nieoceniony rezerwuar poparcia dla Prezesa – mogą sobie nie radzić z przeczytaniem instrukcji i wypełnieniem rubryk. W zamian za to otwiera możliwości fałszerstw przez dwuznaczną rolę Poczty i ministra Jacka Sasina, są też one od dawna i po cichutku wprowadzane do prawa wyborczego przy milczeniu opozycji. Uznanie za ważny głosu, gdzie wadliwie postawiono krzyżyk, a potem go zaczerniono, by umieścić nowy. Podpisywanie protokołów tylko przez przewodniczącego, a nie przez wszystkich członków komisji wyborczej. Możliwość wyproszenia mężów zaufania. To już prawie Białoruś, a „niezawisły" sąd (made in neo-KRS) odrzuci protesty.

Chociaż sobotni alarm na Nowogrodzkiej nie przyniósł skutków, z obawą patrzę w przyszłość. To, co Sejm dotąd pouchwalać raczył, daje Kaczyńskiemu wiele możliwości zaskoczenia nas wyborami „na rympał". A nade wszystko bójmy się atrofii społeczeństwa obywatelskiego, bo ostatnie lata pokazały, jak szybko się ono rozmywa w powszechnym zobojętnieniu: od masowych protestów w 2017 roku aż po dzisiejszą pustkę.

Tylko lasu żal, bo na „pakiety wyborcze" ministra Sasina poszło dorodne drewno z jakichś 15 hektarów. Jeśli je szczęśliwie przemielimy, trzeba następnych.