Witold M. Orłowski: Marshall do weryfikacji

Ponieważ ten felieton ukazuje się w czwartek, zakładam, że temat głosowania nad Funduszem Odbudowy został już omówiony. Zanim jednak przejdę w obszar ekonomii, muszę dodać, że sejmowa debata była naprawdę żałosna.

Publikacja: 05.05.2021 21:00

Witold M. Orłowski: Marshall do weryfikacji

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Premier wzywał do głosowania „za" w imię ponadpartyjnego poparcia dla uczestnictwa Polski w Unii Europejskiej, ale w trosce o swój lekko eurosceptyczny elektorat okrasił to zaraz mrożącą krew w żyłach opowieścią o tym, jak to niechętna nam Europa nie chciała dać nawet złamanego eurocenta, ale on zmusił ją do kapitulacji. Jego zdecydowanie bardziej eurosceptyczny koalicjant wprawdzie głosu nie dostał, ale za to stroił wiele mówiące zagniewane miny (prawie jak u Gombrowicza). Przywódca największej partii opozycyjnej w zasadzie pominął problem Funduszu Odbudowy, skupiając się na krytykowaniu innej opozycyjnej partii. Zwracając się do lewicy, sugerował, że tylko jej zdrada spowodowała, że rząd nie upadł, a on nie został premierem. Z kolei przedstawiciel oskarżonej o tak perfidną nielojalność lewicy żarliwie bronił decyzji o poparciu rządu, przywołując wizję tysięcy mieszkań i innych wielkich korzyści, które (rzekomo) zagwarantowano dzięki temu poparciu.

Słowem, każdy powiedział, co chciał, każdy postarał się zdobyć poklask swoich wyborców, a wynik głosowania był taki, jak było od początku jasne. Koalicji rządowej udało się zjeść ciastko i zachować ciastko (dostęp do pieniędzy z UE z pewnością znów ją scementuje).

A opozycja po raz kolejny pokazała, w jaki sposób może przegrać każdy mecz, nawet wtedy, gdy toczy się go na sprzyjającym terenie.

Zostawmy jednak politykę, a popatrzmy na gospodarkę. Wtedy wszystko będzie bardziej jasne, co wcale nie znaczy, że wolne od dylematów. Po pierwsze, nasza gospodarka jest w fatalnym stanie. Owszem, lepszym niż Hiszpanii czy Włoch, ale i u nas wirus wyrządził niewiarygodne szkody (zwłaszcza w inwestycjach). Udało się nam uniknąć katastrofy, ale za cenę wielkich długów, które zaciążą na przyszłym rozwoju. Mówiąc krótko: potrzebujemy mocnego impulsu, by ruszyć z miejsca.

Po drugie, europejski Fundusz Odbudowy daje nadzieję na taki właśnie impuls. To pieniądze, których nie bylibyśmy w stanie pożyczyć na światowych rynkach ani w tak krótkim czasie, ani w takiej ilości, ani – co najważniejsze – na tak korzystnych warunkach (bez złudzeń: warunki będą dobre głównie dlatego, że pożyczki mają gwarancje Niemiec). Po trzecie, sprawa Funduszu Odbudowy pokazuje, dlaczego warto być w Unii, nawet jeśli nie działa ona w sposób idealny. I dlaczego wezwania lub decyzje wiodące w stronę wyprowadzenia kraju z Unii są ekonomicznym szaleństwem.

No i po czwarte, rząd porównuje Fundusz Odbudowy do niemal legendarnego planu Marshalla, sugerując, że jego uruchomienie jest gwarancją ekonomicznego sukcesu Polski. I słusznie, i niesłusznie. Słusznie, bo dobrze wydane pieniądze mogą pomóc nie tylko w odbudowie, ale i w przyspieszeniu zmian, które modernizują naszą gospodarkę i pozwolą na pogoń za bogatymi sąsiadami. Niesłusznie, bo same pieniądze niczego nie załatwiają, a są przykłady, że źle wydane mogą być wręcz przeszkodą w rozwoju. Jak będzie u nas? Zobaczymy, wyjdzie w praniu.

Witold M. Orłowski

główny doradca ekonomiczny PwC w Polsce, Akademia Finansów i Biznesu Vistula

Premier wzywał do głosowania „za" w imię ponadpartyjnego poparcia dla uczestnictwa Polski w Unii Europejskiej, ale w trosce o swój lekko eurosceptyczny elektorat okrasił to zaraz mrożącą krew w żyłach opowieścią o tym, jak to niechętna nam Europa nie chciała dać nawet złamanego eurocenta, ale on zmusił ją do kapitulacji. Jego zdecydowanie bardziej eurosceptyczny koalicjant wprawdzie głosu nie dostał, ale za to stroił wiele mówiące zagniewane miny (prawie jak u Gombrowicza). Przywódca największej partii opozycyjnej w zasadzie pominął problem Funduszu Odbudowy, skupiając się na krytykowaniu innej opozycyjnej partii. Zwracając się do lewicy, sugerował, że tylko jej zdrada spowodowała, że rząd nie upadł, a on nie został premierem. Z kolei przedstawiciel oskarżonej o tak perfidną nielojalność lewicy żarliwie bronił decyzji o poparciu rządu, przywołując wizję tysięcy mieszkań i innych wielkich korzyści, które (rzekomo) zagwarantowano dzięki temu poparciu.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację