Czerwone strefy dobiją polską gastronomię

Odpływ klientów już widać, a sektor czekają nowe obostrzenia. Gastronomia potrzebuje szybkiej pomocy.

Publikacja: 14.10.2020 17:51

Czerwone strefy dobiją polską gastronomię

Foto: AFP

Związek Przedsiębiorców i Pracodawców podkreśla, że sytuacja staje się krytyczna i potrzebne są szybkie działania. - Polska nie może pozwolić sobie na ponowny lockdown – nie stać nas na to. Od marca do maja ponieśliśmy gigantyczny koszt zamknięcia gospodarki, jest to sytuacja niemożliwa do powtórzenia. Niezależnie jednak od formalnych decyzji podejmowanych przez rząd, obserwujemy już pierwsze poważne konsekwencje decyzji spontanicznych reakcji społeczeństwa na rozwój epidemii. Ponownie jak w przypadku pierwszej fali, jednym z sektorów najsilniej narażonych na negatywne konsekwencje zagrożenia koronawirusem, jest gastronomia - podaje organizacja.

Czytaj także: Restauracje dostały kolejny mocny cios

Druga fala epidemii to trzeci cios dla branży gastronomicznej w tym roku. Najpierw lockdown, w trakcie, którego restauracje mogły sprzedawać tylko na wynos czy z dostawą do domu klienta co oznaczało drastyczny, nawet 80 proc. spadek obrotów. Wiele firm zupełnie wstrzymało wówczas pracę. Jednak po otwarciu gospodarki lokale zmierzyły się ze znacznie obniżonym popytem, latem spadki obrotów w ujęciu rocznym wynosiły średnio 30 proc. - W tej chwili mamy do czynienia z radykalnym pogłębieniem tego zjawiska – w ciągu ostatnich dni sektor odnotowuje wielokrotnie obniżone przychody i odwoływane rezerwacje, mimo braku lockdownu wprowadzonego „de iure". Oznacza to, że istnieje poważna groźba faktycznego zamykania restauracji, niezależnie od tego czy rząd formalnie o tym zdecyduje, czy też nie - podaje ZPP.

W czerwonej strefie restauracje mogą przyjmować jeszcze mniej klientów i pracować od 6 rano do maksymalnie 22. Mniej gości mogą obsłużyć w ramach wesel, które są dla sektora ważnym źródłem przychodów.

Organizacja konsekwentnie proponuje wprowadzenie jednolitej stawki 8 proc. VAT na wszystkie usługi gastronomiczne. - Wychodziliśmy z założenia, że może to być sposób na zwiększenie rentowności sektora i umożliwienie mu przetrwania trudnego okresu po lockdownie. Niestety okno możliwości realnej poprawy sytuacji branży gastronomicznej dzięki takiemu (relatywnie taniemu w sensie budżetowym) posunięciu, właśnie się zamknęło. 8 proc. VAT na wszystko w gastronomii to wciąż aktualny postulat na okres odbudowy branży. W tej chwili niestety mamy do czynienia z sytuacją kryzysową, bliską faktycznemu zamknięciu sektora - podkreśla.

Dlatego ZPP proponuje wprowadzenie najniższej możliwej stawki 5 proc. VAT na wszystkie usługi gastronomiczne, w tym te realizowane w trybie na wynos i dowóz. Docelowo zasadne wydaje się być szybkie podjęcie dialogu na poziomie UE, ws. wprowadzenia w ramach Wspólnoty możliwości przejściowego obniżenia stawki VAT na te usługi do jeszcze niższego poziomu. - Uzupełniająco, powinniśmy rozszerzyć katalog usług możliwych do świadczenia przez restauracje na wynos i w dowozie, o usługę serwowania niskoprocentowych napojów alkoholowych (piwo, wino, cydry) - wyjaśnia ZPP.

Organizacja podkreśla, że z punktu widzenia finansów państwa jest podjęcie wszelkich działań umożliwiających im utrzymanie się, niż bierne obserwowanie fali bankructw, która bez wątpienia może nadejść, jeśli rząd nie zareaguje. Argumenty o charakterze zdrowotnym, odnoszące się do możliwości sprzedawania na odległość napojów alkoholowych, również nie znajdują racjonalnego uzasadnienia. Ten asortyment będzie w lokalach gastronomicznych droższy, niż w sprzedaży detalicznej, nawet mimo objęcia niską stawką podatku.

Związek Przedsiębiorców i Pracodawców podkreśla, że sytuacja staje się krytyczna i potrzebne są szybkie działania. - Polska nie może pozwolić sobie na ponowny lockdown – nie stać nas na to. Od marca do maja ponieśliśmy gigantyczny koszt zamknięcia gospodarki, jest to sytuacja niemożliwa do powtórzenia. Niezależnie jednak od formalnych decyzji podejmowanych przez rząd, obserwujemy już pierwsze poważne konsekwencje decyzji spontanicznych reakcji społeczeństwa na rozwój epidemii. Ponownie jak w przypadku pierwszej fali, jednym z sektorów najsilniej narażonych na negatywne konsekwencje zagrożenia koronawirusem, jest gastronomia - podaje organizacja.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Ekonomia
Witold M. Orłowski: Słodkie kłamstewka
Ekonomia
Spadkobierca może nic nie dostać
Ekonomia
Jan Cipiur: Sztuczna inteligencja ustali ceny
Ekonomia
Polskie sieci mają już dosyć wojny cenowej między Lidlem i Biedronką
Ekonomia
Pierwsi nowi prezesi spółek mogą pojawić się szybko