„Rzeczpospolita”: Stany Zjednoczone wystąpiły z Rady Praw Człowieka ONZ. Dlaczego?
Dr Patrycja Grzebyk: To wynik krytyki, jaka spada nie tylko na Stany Zjednoczone, ale również ich sojusznika – Izrael. Oba państwa dość regularnie są oskarżane na forum ONZ o nieprzestrzeganie praw człowieka. Kilka dni temu wysoki komisarz ONZ ds. praw człowieka potępił USA za praktykę rozdzielania dzieci od rodziców, którzy są nieudokumentowanymi imigrantami. Z kolei Izrael jest potępiany m.in. za politykę względem Palestyny, gdzie na okupowanym terytorium budowane są nowe osiedla, w których mają mieszkać przenoszeni na ten teren Izraelczycy. To potępianie Stanów Zjednoczonych czy Izraela usztywniało stanowisko amerykańskiej administracji i można było się spodziewać, że to wpłynie na postawę USA.
Co teraz stanie się z Radą Praw Człowieka?
Amerykanie swoją decyzją krzywdzą samych siebie, bo już nie będą mieli wpływu na rezolucje i procedury, których będzie używać Rada. Choć w pewnym stopniu cała sytuacja zaszkodzi też Radzie, bo jej autorytet został podważony przez stałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ. Została nazywana „pełną hipokryzji, wyrachowaną organizacją, która jest parodią praw człowieka” – to słowa ambasador Nikki Haley, stałej przedstawicielki USA w ONZ. Kiedy Rada została powołana w 2006 r. przez Zgromadzenie Ogólne, miała zastąpić skompromitowaną Komisję Praw Człowieka, w której składzie wielokrotnie znajdowały się państwa łamiące prawa człowieka. Dziś próbuje się zdyskredytować Radę tak jak jej poprzedniczkę.
Po co przy ONZ funkcjonują takie organy?