W marcu deflacja w Polsce według Eurostatu wyniosła 0,4 proc., a według GUS – 0,9 proc. To duża różnica, a w styczniu było to nawet 0,6 pkt proc. Jeszcze w 2015 r. największa rozbieżność wyniosła 0,3 pkt proc. Skąd one się biorą?

Jak wyjaśnia Artur Satora, rzecznik GUS, przede wszystkim z różnic w wadze poszczególnych produktów w koszyku inflacyjnym HICP (to zharmonizowany wskaźnik cen konsumpcyjnych dla wszystkich krajów UE) oraz CPI (który jest obliczany na potrzeby krajowe). W CPI system wag oparty jest na danych mikro z badania budżetów gospodarstw domowych sprzed roku. W HICP – na danych makro o spożyciu indywidualnym w gospodarstwach domowych ze statystyki rachunków narodowych sprzed dwóch lat.

Różnice w wagach są dosyć znaczące. Przykładowo według CPI na żywność i napoje Polacy przeznaczają ok. 24 proc. wydatków, według HICP – 18,3 proc. W samym marcu spory wpływ na poziom deflacji mogła mieć kategoria „paliwa". Zarówno według unijnej metodologii, jak i krajowej ceny r./r. spadły o ponad 13 proc. Ale według GUS wydatki na ten cel wpływają na ogólny wskaźnik cen w 6,4 proc., a według Eurostatu – w 3,6 proc.

Różnice między CPI i HICP mogą się jeszcze pogłębiać. System rachunków narodowych staje się bowiem coraz dokładniejszy. Można z niego odczytać dane o coraz większej liczbie szczegółowych kategorii produktów. Który system lepiej pokazuje poziom inflacji w Polsce? – Nie ma co porównywać. Oba uwzględniają takie same zwyżki cen poszczególnych kategorii, różni się tylko zagregowany wskaźnik – podkreśla Paweł Radwański, ekonomista BGŻ. – Należy brać pod uwagę tendencje. Jeśli chcemy porównywać kraje UE, to lepiej posługiwać się HICP, a do mierzenia siły nabywczej gospodarstw domowych – raczej CPI – dodaje.