Blisko 450 tys. pacjentów mniej niż w 2017 r. i blisko 290 tys. mniej niż rok wcześniej przyjęli w 2019 r. z kontraktu z Funduszem lekarze specjaliści. Nie mogąc doczekać kolejki, chorzy migrują do przychodni prywatnych, gdzie przenosi się coraz więcej specjalistów na kontrakcie z NFZ.
Zdjęcie to nie leczenie
Choć ze sprawozdania z wykonania budżetu NFZ za 2019 r. wynika, że w ubiegłym roku przychodnie specjalistyczne wykonały 87,1 mln świadczeń, o ponad 3,5 mln więcej niż rok wcześniej, liczba pacjentów korzystających z publicznej ochrony zdrowia systematycznie malała. Dyrektor departamentu analiz i innowacji Funduszu tłumaczył w sejmowej Komisji Zdrowia, że wynika to z finansowania części świadczeń specjalistycznych z budżetu sieci szpitali (placówki dostają ryczałt na cały rok, zarówno dla hospitalizacji, jak i dla leczenia w poradniach).
Eksperci są jednak zdania, że porady specjalistów w szpitalach to znikoma część wszystkich wizyt.
– Porada specjalisty w poradni przyszpitalnej ogranicza się zwykle do kwalifikacji do zabiegu i kontroli po nim – mówi Marcin Pakulski, pulmonolog, były prezes NFZ i były wieloletni dyrektor szpitala na Śląsku. Dodaje, że znaczny wzrost liczby świadczeń specjalistycznych w 2019 r. wynika z uwolnienia limitów na badania diagnostyki obrazowej (rezonansu magnetycznego i tomografii komputerowej).
– Co z tego, że zrobiliśmy więcej zdjęć, jeśli zabrakło radiologów, którzy mogli je opisać, i specjalistów, którzy na podstawie tego opisu mogli zaordynować leczenie? W statystykach widać wzrost liczby świadczeń, ale pacjent wciąż ma nierozwiązany problem zdrowotny – mówi dr Pakulski.