Prof. Simon w rozmowie z Interią ocenił, że niedzielne głosowanie było „pod względem sanitarnym, epidemiologicznym, chyba w większości zrobione prawidłowo”. - Po skandalu, który nam towarzyszył przed 10 maja, tym bezprawiu, które się odbywało, nieprzestrzeganiu jakichkolwiek zasad, rzeczywiście wydaje się w tej chwili, że wybory, patrząc na to, jak działała np. moja komisja - zostały zorganizowane z przestrzeganiem wszystkich zasad zdrowego rozsądku, bezpieczeństwa i racjonalnego postępowania. Nie było to zorganizowane "na chybcika", nie tak skandalicznie, jak próbowano w maju - mówił lekarz.

- Jeśli utrzymywany jest dystans, używane są maseczki, myjemy ręce i używamy własnego długopisu, to ani komisja, ani wyborcy nie narażają się w jakiś szczególny sposób - podkreślił kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. - Osób gorączkujących, chorych czy kaszlących raczej nikt nie wpuści, bo to jest lekka przesada. Takie osoby niech głosują korespondencyjnie - dodał.

Prof. Simon zauważył, że „nie ma sensu” mierzenie temperatury głosującym przed wejściem do lokalu wyborczego. - Na mój oddział przywieziono dzisiaj sześciu pacjentów z gorączką. I przywieziono ich tylko z tego powodu, choć mieli ewidentnie objawy zupełnie innych chorób np. rozległe odleżyny, rozsiany nowotwór czy zapalenia dróg moczowych. Żaden nie ma oczywiście Covid-19 - tłumaczył.

- Bezmyślność niektórych stacji epidemiologicznych czy próba zbycia kłopotu przez lekarzy z przychodni Podstawowej Opieki Zdrowotnej (POZ) sięga zenitu - jak pacjent gorączkuje, to od razu kierują go do nas bez jakiejkolwiek racjonalnej analizy jej przyczyny. To uniemożliwia nam wykonywanie pracy - zaznaczył prof. Krzysztof Simon.