Niezgoda na bylejakość w architekturze

System zamówień publicznych to selekcja negatywna: wybierani są tańsi, zazwyczaj gorsi – mówi architekt Jacek Lenart.

Aktualizacja: 22.08.2019 17:13 Publikacja: 22.08.2019 16:59

Niezgoda na bylejakość w architekturze

Foto: materiały prasowe

Jak zmieniała się architektura na przestrzeni pana życia?

Moją drogę architekta rozpocząłem w latach 70. w Szczecinie. Różnica między techniką w projektowaniu wówczas a technologią używaną obecnie jest ogromna. Kiedy zaczynałem, architekt miał w ręku proste narzędzia: rapidograf i ekierkę. Możliwości materiałowe były skromne. Ale przeciwności rodziły w nas ogromną pasję tworzenia, na przekór możliwościom i mimo tego, że działaliśmy prostymi środkami.

Dzisiaj architekt ma bogactwo narzędzi, w szczególności elektronicznych. Jednak łatwość tworzenia nie musi się przekładać na wysoką jakość projektów. Duże zmiany rodzima architektura przeszła po 1990 r. Pojawiły się nowe materiały, technologie, narzędzia. Ten nagły postęp miał dobre i złe strony. To w latach 90. przyspieszyła u nas „gargamelizacja" przestrzeni.

Jak ocenia pan architekturę we współczesnej Polsce?

Architekci jak kolarze rozciągnęli się w długim peletonie. Najbardziej utalentowani, pracowici i krytyczni wobec siebie, są dziś liderami, sprawiają, że polska architektura jest na światowym poziomie. Wśród nich mamy gwiazdy międzynarodowej architektury. Tył tego peletonu tworzą mniej uzdolnieni i mniej ambitni, ich projekty czasem są kiepskie, niektóre z nich bywają straszne, a mimo wszystko zostają zrealizowane.

Jednym z powodów złej jakości przestrzeni miejskiej w Polsce jest milcząca zgoda na bylejakość. Brakuje nam w kraju świadomych odbiorców, obywateli, którzy właściwie oceniliby wartość danej przestrzeni. Powodem braku zapotrzebowania na piękno i ład przestrzenny jest brak edukacji w szkole. W tym peletonie jadą również „zwykli" architekci, to najliczniejsza grupa – do której chętnie sam siebie zaliczam – od nich zależy teraz najwięcej.

Czy dzięki otwartym konkursom jakość architektury może być wyższa?

Celem konkursów jest wyłanianie najlepszych pomysłów. W konkursach architekci konkurują ze sobą jakością. Przy ocenianiu prac konkursowych my, sędziowie, zwracamy uwagę na: trafność odpowiedzi na zadanie projektowe, funkcjonalność i estetykę.

Niestety, konkurs to procedura rzadko wykorzystywana w Polsce. W przypadku zamówień publicznych jest to może 1 proc. wszystkich planowanych inwestycji. Konkursy dotyczą w zasadzie tylko najbardziej istotnych miejsc z punktu widzenia społeczności i budżetu inwestora, a i to nie zawsze. Cała reszta, czyli 99 proc., to zwykłe przetargi, gdzie przede wszystkim decyduje cena. Kryterium wyboru nie jest jakość rozwiązania. Bywa, że ogromne przedsięwzięcia są w tym kraju realizowane bez konkursu. Negatywne efekty źle skonstruowanego systemu zamówień publicznych widzimy w Polsce wszędzie.

A zatem konkursów na projekty architektoniczne powinno być więcej?

W Niemczech co roku odbywa się ok. 450 konkursów architektonicznych, w Polsce ok. 140. Najwięcej przeprowadza się w Szwajcarii. Za pomocą tego narzędzia decyduje się tam o tym, jak będzie wyglądać filharmonia, wiejska szkoła, a nawet przydrożna kapliczka. Dobre systemy wyłaniania projektów w ramach konkursów istnieją w Skandynawii.

W Polsce powinno być więcej konkursów. W konkursach zawsze decydują kryteria jakościowe, a nie finansowe. Prawda jest taka, że pragnąc mieć budynki na poziomie, nie możemy zmuszać architektów, aby ścigali się między sobą, kto zrobi to najtaniej lub pro bono.

Aktualnie polski system zamówień publicznych to selekcja negatywna: wybierani są tańsi, zazwyczaj gorsi. Najlepsi mają pod górkę: przegrywają przetargi, później brakuje im zleceń. Dotyka to szczególnie młodego pokolenia. Z tego powodu nasi najlepsi adepci architektury wyjeżdżają z kraju.

Jest pan związany ze Szczecinem. Jak rozwija się to miasto?

Urodziłem się i wychowałem w Szczecinie. W młodości wydawało mi się, że wszystkie miasta są podobne do mojego. Myliłem się. Szczecin jest bardzo miejski, urbanistycznie zbliżony do Paryża i Berlina.

Ukształtowanie nabrzeży Odry to obszar miasta hanzeatyckiego. Lokalna tradycja architektoniczna z I połowy XX w. prezentuje filozofię projektowania przez odejmowanie. Ówczesny architekt zastanawiał się zwykle: czego jest za dużo w tworzonym projekcie? Projektowano eliminując wszelki nadmiar, i to miało ogromne zalety.

Szczęśliwie centrum Szczecina po wojnie nie zostało tak drastycznie przekształcone jak w wielu innych miastach. W ostatnich latach powstało u nas kilka ważnych realizacji, w tym budynek filharmonii, który współtworzyłem, a obok niego Muzeum Przełomów. Nowe obiekty ożywiły przestrzeń miejską.

Jak postrzega pan rolę architekta w nowoczesnym świecie?

Architektura jest sztuką dzielenia przestrzeni. Architekt na jednym metrze kwadratowym natrafia na bardzo wiele problemów do rozwiązania.

Chciałbym, aby architekt był słuchanym doradcą społeczności lokalnej, potrafiącym zrozumieć potrzeby mieszkańców. Umiejącym swoją kreacją zrównoważyć interes inwestora, dla którego pracuje, oraz interes społeczeństwa.

Architekt to zawód zaufania publicznego – nigdy dość przypominania tej prawdy. Cel istnienia tego zawodu jest o wiele bardziej złożony i poważny niż rysowanie kresek na planie. Dobry, odpowiedzialny architekt stara się rozwiązywać problemy społeczne, tworzyć ramy dla dobrego życia, wpływać na jakość przestrzeni.

Obecne władze publiczne chętniej słuchają głosu ruchów miejskich niż nas, bo aktywiści miejscy zdają się wykazywać zaangażowanie i nowe pomysły. Tymczasem tworzenie miast to proces bardzo skomplikowany i powinien leżeć w rękach architektów i urbanistów.

Jacek Lenart, architekt, projektant, sędzia w konkursach architektonicznych. Od 1990 roku jest wspólnikiem w pracowni Studio A4. Tegoroczny laureat Honorowej Nagrody Stowarzyszenia Architektów Polskich, przyznawanej od 1966 roku. Jest absolwentem Wydziału Budownictwa, Architektury i Planowania Przestrzennego Politechniki Szczecińskiej oraz Podyplomowego Studium Mieszkalnictwa na Politechnice Warszawskiej. Mieszka w Szczecinie. ?

Jak zmieniała się architektura na przestrzeni pana życia?

Moją drogę architekta rozpocząłem w latach 70. w Szczecinie. Różnica między techniką w projektowaniu wówczas a technologią używaną obecnie jest ogromna. Kiedy zaczynałem, architekt miał w ręku proste narzędzia: rapidograf i ekierkę. Możliwości materiałowe były skromne. Ale przeciwności rodziły w nas ogromną pasję tworzenia, na przekór możliwościom i mimo tego, że działaliśmy prostymi środkami.

Pozostało 91% artykułu
Nieruchomości
Rząd przyjął program tanich kredytów. Klienci już rezerwują odpowiednie mieszkania
Nieruchomości
Wielki recykling budynków nabiera tempa. Troska o środowisko czy o portfel?
Nieruchomości
Opada gorączka, ale nie chęci
Nieruchomości
Klienci czekają w blokach startowych
Nieruchomości
Kredyty mieszkaniowe: światełko w tunelu