W czasie poszerzania drogi albo budowy szpitala każdy może zostać przymusowo pozbawiony działki lub budynku. Gmina albo skarb państwa, ma prawo wywłaszczyć z nieruchomości, żeby zrealizować lokalną inwestycję. Ale w zgodzie z prawem.
W prawie są dwie ścieżki wywłaszczenia z nieruchomości: zwykła i uproszczona. W obu jednak wypadkach obowiązują te same trzy żelazne zasady. Po pierwsze, wywłaszczyć z nieruchomości może tylko samorząd terytorialny lub Skarbu Państwa. Po drugie, może to zrobić tylko na określone cele publiczne. Po trzecie, właściciel (użytkownik wieczysty) za zabraną nieruchomość musi otrzymać odszkodowanie.
Można oddać dobrowolnie
Gdy chodzi o zwykłą ścieżkę wywłaszczenia, to mówi o niej ustawa o gospodarce nieruchomościami (dalej jako: ugn). Przewiduje ona, że przed rozpoczęciem właściwego postępowania wywłaszczeniowego zawsze odbywają się rokowania (art. 114 ugn). To nic innego jak negocjacje. Prowadzi je z właścicielem (lub użytkownikiem wieczystym) starosta, gdy jednak wywłaszcza się z nieruchomości na rzecz samorządu, to organem właściwym jest z reguły burmistrz lub prezydent miasta. Urzędnik proponuje określoną cenę za działkę, budynek lub ewentualnie w zamian za zabieraną nieruchomość proponuje inną, zamienną.
Jeżeli obie strony są zgodne, dochodzi do zawarcia umowy przenoszącej prawa do nieruchomości na rzecz właściwego organu i wywłaszczenie nie jest potrzebne. Gdy jednak porozumienia nie ma, wówczas rozpoczyna się właściwe postępowanie, którego efektem jest przymusowe pozbawienie nieruchomości.
Zanim ruszy machina wywłaszczeniowa, są jeszcze dwa miesiące na przekalkulowanie i zastanowienie się, czy może jednak lepiej zawrzeć zwykłą umowę cywilnoprawną. W wypadku bowiem postępowania wywłaszczeniowego nic nie ma się do powiedzenia. Rozpoczyna się ono dopiero po bezskutecznym upływie dwumiesięcznego terminu do zawarcia umowy.