Wszystkie cele, jakie na początku postawił sobie irlandzki rząd, zostały osiągnięte. To jest więc wielki sukces Dublina. Więcej: backstop, który wcześniej uzgodniliśmy z Theresą May, był rodzajem gwarancji na wypadek, jeśli nie zostanie uzgodniony nowy mechanizm współpracy zapobiegający kontrolom na granicy z Ulsterem. Tu zaś chodzi o rozwiązanie niezależne od rozwoju wypadków w przyszłości, które może zostać odwołane tylko za zgodą obu wspólnot reprezentowanych w parlamencie w Belfaście: katolików i protestantów. To zaś mało prawdopodobne.
Katolicy chcą bliskiej współpracy z Republiką Irlandii, to jasne. Ale dlaczego unionistom miałaby się podobać ta umowa? Demokratyczna Partia Unionistyczna (DUP) jej nie chce.
DUP nie reprezentuje wszystkich protestantów. Ale nawet w jej szeregach są frakcje, którym zależy na utrzymaniu otwartej granicy. Choćby farmerom. Przede wszystkim jednak większość mieszkańców Ulsteru, niezależnie od przynależności religijnej, stawia na utrzymanie status quo, bo dzięki niemu nie ma przemocy, jaka paraliżowała Irlandię Północną.
Ulster po brexicie formalnie pozostanie w unii celnej z resztą królestwa. To tylko słowa, aby sprzedać umowę w Izbie Gmin?