Zależy, kiedy taka dymisja zostałaby złożona, w jakich okolicznościach i w jaki sposób zareagowałby na nią parlament. Przy tym rozedrganiu bardzo trudno przewidzieć konsekwencje takiego ruchu. Mogę natomiast powiedzieć, że z całą pewnością ryzyko bezumownego brexitu pozostałoby w tej sytuacji bardzo wysokie.
Polacy na Wyspach alarmują, że administracja robi trudności z wydawaniem prawa stałego pobytu nawet tym obywatelom UE, którzy od ponad pięciu lat tam mieszkają. Madryt ostrzegł, że jeśli w ciągu dwóch miesięcy to się nie zmieni, pozbawi praw 400 tys. Brytyjczyków, którzy mają tam domy.
Jeżeli prawa naszych obywateli w Wielkiej Brytanii nie będą chronione umową wyjścia zawartą z całą Unią, to z pewnością będziemy bardzo skrupulatnie przestrzegali zasady wzajemności. Nie sądzę, aby intencją Londynu było dalsze obciążanie i tak już nadwątlonych relacji z Unią. Brytyjski rząd chce po brexicie jak najszybciej przystąpić do negocjacji nad umową o wolnym handlu z Brukselą. Polska ma zaś istotny wpływ na to, co się będzie działo w tej materii. Na razie jednak apelujemy do polskich obywateli, aby w większym stopniu zainteresowali się procesem rejestracji, który zapewni im ochronę praw po brexicie. Jesteśmy oczywiście zainteresowani tym, aby Polacy wracali z emigracji. Fala wyjazdów, która dotknęła nasz kraj po akcesji do Unii, jest dla nas kosztem. Jednak powrót Polaków nie może wynikać z dyskryminacji na Wyspach, ale życiowego przekonania, że w to w Polsce warto kontynuować plany życiowe. Biorąc pod uwagę sytuację w Polsce, powody, dla których wiele osób zdecydowało się na wyjazd, ustępują.
Charles Moore, oficjalny biograf Margaret Thatcher, powiedział „Rz", że źródła brexitu sięgają decyzji o powołaniu euro i poczuciu zagrożenia dla brytyjskiej suwerenności. Heiko Maas, szef MSZ Niemiec, twierdzi, że Polska, inaczej niż RFN, też jest bardzo wyczulona na zachowanie suwerenności. Czy próba budowy bardziej federalnej Europy może doprowadzić do rozejście się oczekiwań Polski i reszty Unii? Czyż nie to jest lekcją brexitu?
Federalizacja procesu europejskiego to najlepsza recepta na rozpad Unii. Ta struktura tego nie wytrzyma. Jednak wbrew temu, co mówi Heiko Maas, to nie dotyczy tylko Polski czy w szczególności Polski. Dania, Holandia czy Szwecja, żeby tylko podać te trzy przykłady, wyznaczyły bardzo wyraźnie granice swojego zaangażowania w uwspólnotowienie Unii. Na pewno sposób odczytania brexitu Charlesa Moore'a jest mi bliższy niż tych, którzy gdzieś na tyłach debaty europejskiej twierdzą, że skoro nie będzie Brytyjczyków, to przyszedł czas na przyspieszenie integracji. Wyjście Brytyjczyków z Unii to jest faktycznie konsekwencja bardzo głębokiego zmęczenia sobą. Tego nie można sprowadzać do medialnych popisów „The Sun" czy samego rozpisania referendum przez Davida Camerona. Ale odpowiedzialność leży tu nie tylko po stronie unijnej, ale także brytyjskiej, która nie potrafiła w lepszy sposób opisać tego procesu. Dziś jednak wszyscy powinni sobie uświadomić, że tylko zachowując Unię dużej skali, jaka powstała po rozszerzeniu w latach 2004–2007, może zapewnić podmiotowość zjednoczonej Europy na świecie, jej znaczenie w globalnym świecie. Za tym opowiada się Polska. Narażanie Unii na podziały – błędnymi politykami czy też federalnymi mrzonkami – to prosta droga do podzielonej, a zatem słabszej Europy.