Ostatnie słowo Johnsona. Twardy brexit wydaje się nieunikniony

Trudno sobie wyobrazić, że Bruksela przyjmie ofertę premiera. Twardy brexit za 29 dni wydaje się nieunikniony.

Aktualizacja: 03.10.2019 06:01 Publikacja: 02.10.2019 18:07

Na zjeździe torysów w Machesterze przemówienie Borisa Johnsona przyjęto z entuzjazmem. Na zdjęciu ob

Na zjeździe torysów w Machesterze przemówienie Borisa Johnsona przyjęto z entuzjazmem. Na zdjęciu obok premiera od lewej: Ben Wallace, minister obrony i Sajid Javid, minister finansów.

Foto: AFP

Po Borisie Johnsonie spodziewano się bezwzględnego ataku na Brukselę. A jednak środowe przemówienie na konwencji Partii Konserwatywnej w Manchesterze było wobec Unii łagodne. Niestety, tylko w formie, bo już raczej nie w treści.

– To jest kompromis ze strony Wielkiej Brytanii. I mam wielką nadzieję, że nasi przyjaciele to zrozumieją i ze swojej strony sami pójdą na kompromis – zaapelował brytyjski premier na kilka godzin przed przedstawieniem, w rozmowie telefonicznej z szefem Komisji Europejskiej Jeanem-Claude'em Junckerem, propozycji rozwiązania najtrudniejszego problemu rozwodu z Unią: kwestii irlandzkiej granicy.

Ale brytyjska oferta pozostaje w sprzeczności z czerwonymi liniami nie tylko Dublina, ale także Brukseli i Berlina. Dlatego będzie dla Unii trudna do zaakceptowania.

– To nie może być podstawa do porozumienia – ostrzegł już w środę przed południem minister spraw zagranicznych Irlandii Simon Coveney. Sam premier Leo Varadkar zapowiedział, że jego kraj będzie z Brytyjczykami „negocjował do końca". Ale podkreślił też, że nie zamierza dążyć do porozumienia „za wszelką cenę". Zaś rzeczniczka Komisji Europejskiej powtórzyła, że warunki brzegowe Unii pozostają niezmienne: brak kontroli na granicy w poprzek Irlandii i spójność jednolitego rynku.

Unioniści się cieszą

Zgodnie ze scenariuszem proponowanym przez Johnsona Wielka Brytanii wyszłaby z Unii 31 października. Ale dopiero po upływie okresu przejściowego – od 1 stycznia 2021 r. – cały kraj łącznie z Irlandią Północną opuściłby unię celną, jaką tworzy teraz z kontynentem.

W Manchesterze Johnson zapewniał: „w żadnych okolicznościach nie zostaną wprowadzone kontrole na granicy Irlandii Północnej lub przy niej". Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że w tym punkcie premier mija się z prawdą. Aby chronić spójność jednolitego rynku, Irlandia będzie musiała wprowadzić kontrole celne, podobnie jak będzie to musiała zrobić Wielka Brytania, aby chronić własny rynek. Dla utrzymania pozoru, że nadal obowiązuje zapis porozumienia wielkopiątkowego z 1998 r., o swobodzie przekraczania irlandzkiej granicy, Londyn sugeruje, że kontrole mogłyby być przeprowadzone w odległości „paru mil" od linii dzielącej oba kraje. Jednocześnie ciężarówki byłyby wyposażone w przyszłości w urządzenia, które pozwalałby śledzić ich ruchy.

Johnson zapowiedział natomiast, że przynajmniej przez cztery lata po upływie okresu przejściowego, a więc do 1 stycznia 2025 r., Irlandia Północna respektowałaby unijne normy tak towarów przemysłowych, jak i żywności. Po tej dacie Dublin wspólnie z autonomicznym rządem Irlandii Północnej (Stormont) rozstrzygnęliby, czy chcą taki układ przedłużyć czy też – jak reszta Wielkiej Brytanii – Ulster będzie stosował własne normy towarowe.

Premier chce w ten sposób przywrócić jedno z fundamentalnych założeń porozumienia wielkopiątkowego: przyszłość Zielonej Wyspy jest ustalona wspólnie przez obie jej części, a nie sam Londyn. Jednak od niemal trzech lat nie daje się utworzyć rządu w Belfaście, tak wielki jest konflikt między katolikami i protestantami.

Ci ostatni z oferty Johnsona są zadowoleni.

– Pozostajemy w ścisłym kontakcie z premierem w tych decydujących dla brexitu godzinach i dniach – powiedziała szefowa Demokratycznej Partii Unionistycznej (DUP) Arlene Foster.

Do tej pory DUP była zdecydowanie przeciwna tzw. backstopowi: zobowiązaniu, że sama Irlandia Północna pozostaje częścią jednolitego rynku do czasu znalezienia innej formuły, która pozwoliłaby zapobiec przywróceniu kontroli na granicach.

W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" szef MSZ Jacek Czaputowicz proponował, aby ograniczyć backstop właśnie do pięciu lat. Oferta Johnsona jest więc dalekim echem polskiego pomysłu.

Jednak układ, w którym Stormont uzyska prawo weta w sprawie utrzymania identycznych norm towarowych na całej Wyspie jest przekroczenie kolejnej, po kontroli celnej, czerwonej linii Dublina.

– Johnson porzuca obietnicę, którą złożył mieszkańcom Irlandii, że nie będzie twardej granicy w poprzek wyspy. To oznacza cofnięcie naszego kraju o wiele lat – uznała rzeczniczka współrządzącej w Republice Irlandii partii Fianna Fail.

Jeśli odrzucą ofertę, to będzie koniec

Dla kanclerz Merkel przełamanie oporu Dublina, byle doprowadzić do porozumienia z Brytyjczykami, byłoby niezwykle problematyczne. Poczucie, że w żywotnych dla siebie sprawach każdy kraj może liczyć na solidarność pozostałych państw członkowskich, jest dziś jednym z filarów Wspólnoty. Bez niego i tak chwiejąca się struktura zjednoczonej Europy mogłaby się rozpaść.

Merkel od referendum w sprawie brexitu w czerwcu 2016 r. podkreślała także, że nie narazi na szwank spójności jednolitego rynku – kolejnego filaru integracji. Wpuszczenie na teren Unii towarów z Wielkiej Brytanii, które nie byłyby objęte cłami pobieranymi przez Brukselę, oznaczałoby zaś zasadniczy wyłom z europejskiej polityce handlowej.

– I tak poszliśmy w tej sprawie na kompromis, zgadzając się na dostęp Wielkiej Brytanii do wspólnego rynku w ramach backstopu bez współfinansowania przez Londyn brukselskiego budżetu – podkreśla w rozmowie z „Rzeczpospolitej" wysoki rangą dyplomata Rady UE.

We wtorek w czasie spotkania z członkami rządu specjalny doradca Johnsona Dominic Cummings oświadczył jednak, że to jest ostateczna propozycja Londynu.

– Aby nie było wątpliwości: nie będziemy dłużej czekać, aż zechcą z nami negocjować. Jeśli odrzucą naszą ofertę, będzie to koniec – podkreślił Cummings.

Ostatnią szansą na zawarcie umowy rozwodowej jest szczyt Unii 16–17 października. Parlament zobowiązał premiera, aby przyjechał z Brukseli z porozumieniem albo poprosił Unię o kolejną, trzymiesięczną zwłokę. Jednak w Manchesterze Johnson podkreślił, że 31 października Wielka Brytania wychodzi z Unii, „niezależnie od tego, co miałoby się stać".

– Zwolennicy brexitu chcą, abyśmy mieli to za sobą, przeciwnicy brexitu chcą, abyśmy mieli to za sobą, wszyscy chcą, abyśmy mieli to za sobą – oświadczył Johnson, zapominając, że około połowy brytyjskiego społeczeństwa chce pozostać we Wspólnocie.

Premier w niewybrednych słowach zaatakował także Izbę Gmin, jakby chciał zapowiedzieć nadchodzące starcie z tą instytucją.

– Istnieje tylko jedna część brytyjskiego porządku, która nie działa. Gdyby parlament był laptopem, na ekranie pojawiłby się znak zawieszenia systemu operacyjnego. Gdyby był szkołą, kuratorium by ją zamknęło. Gdyby był reality show, wielu z nas już byłoby z niego wyrzuconych do dżungli. Ale przynajmniej moglibyśmy oglądać, jak speaker jest zmuszony do zjedzenia jąder kangura – widownia nie mogła powstrzymać śmiechu.

Po Borisie Johnsonie spodziewano się bezwzględnego ataku na Brukselę. A jednak środowe przemówienie na konwencji Partii Konserwatywnej w Manchesterze było wobec Unii łagodne. Niestety, tylko w formie, bo już raczej nie w treści.

– To jest kompromis ze strony Wielkiej Brytanii. I mam wielką nadzieję, że nasi przyjaciele to zrozumieją i ze swojej strony sami pójdą na kompromis – zaapelował brytyjski premier na kilka godzin przed przedstawieniem, w rozmowie telefonicznej z szefem Komisji Europejskiej Jeanem-Claude'em Junckerem, propozycji rozwiązania najtrudniejszego problemu rozwodu z Unią: kwestii irlandzkiej granicy.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 807
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 806
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 805
Świat
Sędzia Szmydt przyjął prezent od propagandysty. Symbol ten wykorzystuje rosyjska armia
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Świat
Miss USA rezygnuje z tytułu. Powód? Problemy ze zdrowiem psychicznym