Trzy lata w Rosji
48-letni Cummings ma wiele niejasnych kart w swoim życiorysie. W znanym z twardej polityki wobec Rosji kraju wiele pytań wywołuje jego działalność biznesowa z końca lat 90. ubiegłego wieku. Próbował on wtedy (bez powodzenia) uruchomić tanie linie lotnicze między Samarą i Wiedniem. W latach rządów Tony'ego Blaira, który chciał skłonić Wielką Brytanią do referendum w sprawie przystąpienia do strefy euro, Cummings stanął na czele ruchu Business for Sterling. Do wielkiej polityki wprowadził go jednak dopiero w 2010 r. Michael Gove, który jako minister edukacji mianował go szefem swojego gabinetu. Pięć lat później, gdy rozkręcała się kampania przed referendum rozwodowym, Cummings utworzył komitet Vote Leave (głosuj za wyjściem), który okazał się główną machiną propagandową na rzecz wyjścia kraju z Unii. To wówczas poznał go Johnson, który do zwolenników rozwodu przyłączył się dopiero w lutym 2016 r.
Zdaniem „Guardiana", gdy w lipcu Boris Johnson kompletował ekipę, która ma zapewnić wyjście „bez żadnych ale" kraju z Unii w dniu Holloween, Cummings zgodził się do niej dołączyć, ale pod warunkiem że przejmie pełną kontrolę nad agendą szefa rządu. Zdaniem rozmówców lewicowego dziennika specjalny doradca wprowadził wręcz „rządy terroru" na Downing Street 10: każdy, kto podważy pokerową strategię premiera, musi się liczyć z natychmiastową dymisją. Jedno pozostaje pewne: gros zespołu pracującego dla szefa rządu składa się z działaczy Vote Leave, których wprowadził Cummings.
Wraca pomysł Czaputowicza
Ale niepodzielna władza doradcy Johnsona w żadnym wypadku nie sięga tylko parlamentu, ale nawet klubu torysów w Izbie Gmin. Tu do roli jego głównego oponenta urasta „konserwatywny buntownik" Dominic Grieve, prokurator generalny za Davida Camerona. I on próbuje znaleźć w ustawodawstwie królestwa sposób na powstrzymanie brexitu. Najskuteczniejsza byłaby uchwała parlamentu zakazująca wyjścia kraju ze Wspólnoty bez porozumienia, nakazująca rządowi wystąpienie do Brukseli o odłożenie po raz trzeci daty rozwodu lub w ogóle odwołująca cały proces rozwodowy przeprowadzany w ramach art. 50. traktatu o UE. Szanse na zbudowanie większości w parlamencie wokół jednego z tych celów są jednak na razie ograniczone.
Twardemu brexitowi może też zapobiec Bruksela. Johnson co prawda Unię zaszantażował, uzależniając rozpoczęcie rokowań od wycofania się Brukseli z tzw. backstopu: utrzymania Irlandii Północnej w jednolitym rynku nawet po wyjściu Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty, aby uniknąć kontroli na granicy między Ulsterem a Republiką Irlandii. Ten warunek na razie został całkowicie odrzucony tak przez europejską centralę, jak i Dublin.
Jednak choć irlandzki premier Leo Varadkar na razie wyklucza rezygnację z backstopu, to jednak przyznaje, że „należy negocjować": twardy brexit oznaczałby, że Irlandczycy i tak sami musieliby wprowadzić kontrole na północnej granicy. Z kolei zdaniem brytyjskich mediów nawet unioniści z DUP byliby skłonni pogodzić się z backstopem, gdyby z góry określono, że ma on zostać utrzymany na określony czas. W tym kontekście mówi się w Belfaście o pięciu latach. Taki pomysł po raz pierwszy wysunął w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" wiosną tego roku szef polskiej dyplomacji Jacek Czaputowicz.