Chłodna zemsta

Anthony Joshua w rewanżu pokonał w Arabii Saudyjskiej Andy'ego Ruiza Jr. i odzyskał mistrzowskie pasy, które stracił pół roku temu w Nowym Jorku.

Aktualizacja: 08.12.2019 20:20 Publikacja: 08.12.2019 18:46

Anthony Joshua (z lewej) zachował spokój w walce na dystans i nie pozwolił, by Andy Ruiz zrobił mu k

Anthony Joshua (z lewej) zachował spokój w walce na dystans i nie pozwolił, by Andy Ruiz zrobił mu krzywdę w zwarciu

Foto: AFP

Eddie Hearn, promotor Anglika, dzięki tej wygranej znów może rozdawać karty w wadze ciężkiej. 30-letni Joshua ponownie jest w posiadaniu pasów WBA, IBF i WBO. Ma też ten mniej znaczący – organizacji IBO. W Ad-Dirijji pierwszy raz od 2016 roku wchodził do ringu bez nich. Wtedy w drugiej rundzie znokautował Charlesa Martina i zabrał mu tytuł organizacji IBF. Kolejne, pasy WBA oraz IBO, zdobył rok później, wygrywając przed czasem z Władimirem Kliczką. Pas WBO odebrał w 2018 roku Josephowi Parkerowi.

Ale sześć miesięcy temu wszystkie je stracił, przegrywając w Madison Square Garden z niedocenianym Andym Ruizem Jr., który jest jego rówieśnikiem. To była największa bokserska sensacja tego roku. W rewanżu mierzący prawie dwa metry Anglik był znacznie lżejszy niż w Nowym Jorku, ważył najmniej od pięciu lat (107,5 kg), a jego znacznie niższy rywal aż 128,7 kg, czyli dużo więcej niż 1 czerwca, gdy nokautował Joshuę.

Gładkie zwycięstwo

Faworytem sobotniej wojny na pustyni w notowaniach bukmacherów był Joshua, choć wielu ekspertów stawiało na Ruiza Jr., przekonując, że znów wygra przez nokaut i to będzie koniec wspaniałej kariery syna nigeryjskich emigrantów.

Z Ad-Dirijji, gdzie w ekspresowym tempie wybudowano mieszczący 15 tysięcy stadion, napływały wieści o smutnych oczach byłego mistrza, braku uśmiechu, co miało sugerować, że Joshua obawia się Ruiza Jr. i nie wierzy w udany rewanż. Tym bardziej że broniący po raz pierwszy mistrzowskich pasów jego pogromca tryskał energią, uśmiechał się od ucha do ucha i obiecywał powtórkę czerwcowych wydarzeń.

Zdaniem fachowców Joshuę mogła uratować tylko żelazna taktyka. Miał walczyć tak jak Muhammad Ali w rewanżu z Leonem Spinksem w Nowym Orleanie w 1978 roku lub jak Lennox Lewis z Davidem Tuą 22 lata później w Las Vegas. Dużo lewych prostych i unikanie jak ognia wymian w półdystansie miało być najlepszą receptą na słodką zemstę.

I Joshua tak właśnie zrobił, a w pierwszym starciu mocnym prawym rozbił jeszcze Amerykaninowi meksykańskiego pochodzenia lewy łuk brwiowy. W czerwcu w trzecim starciu rzucił Ruiza Jr. na deski i zapewne sądził, że szybko wygra przed czasem, co było błędem. Rywal wykorzystał wtedy luki w obronie Joshui, odpowiedział serią potężnych ciosów, po których mistrz zapoznał się z matą ringu.

Tym razem celem Anglika miało być zwycięstwo, nie nokaut. Nie uległ pokusie efektownej wygranej, tylko konsekwentnie, runda po rundzie zbierał punkty. To miała być chłodna zemsta. I cel osiągnął: dwóch sędziów punktowało 118:110 dla Joshui, trzeci 119:109. Nikt tej punktacji nie podważał. Zwycięstwo faworyta nie podlegało dyskusji, a Ruiz Jr nie miał w sobotni wieczór żadnych argumentów, by przechylić szalę na swoją korzyść. Prawdę mówiąc, nawet nie próbował, był znacznie wolniejszy od defensywnie nastawionego rywala.

W pierwszych komentarzach po walce podkreśla się to, że Ruiz Jr chyba zbyt długo celebrował czerwcową wygraną. Tak jak kiedyś James Buster Douglas po sensacyjnym znokautowaniu Mike'a Tysona w Tokio. Gdy przystępował do pierwszej obrony tytułu z Evanderem Holyfieldem amerykańscy dziennikarze pisali, że przypominał trzęsący się pudding. W taki scenariusz wpisuje się też Roberto Duran, który po pokonaniu Raya „Sugara" Leonarda balował jak szalony, mocno przytył i miał ogromne problemy z uzyskaniem limitu wagi półśredniej, gdy doszło do rewanżu. Jego legendarne słowa – No Mas! (Wystarczy!), po których się poddał, przeszły do historii boksu.

Kolejka do Joshui

Ruiz Jr nie musiał martwić się limitem, gdyż boksuje w kategorii ciężkiej, ale siedem kilogramów więcej niż w pierwszym pojedynku, przy jego „naturalnej" sporej nadwadze, wiele wyjaśnia. Sam zresztą przyznał po walce, że nie był do rewanżu dobrze przygotowany. Teraz mówi o trzeciej walce z Joshuą i nie można takiego scenariusza wykluczyć, ale stary-nowy mistrz na razie chyba nie będzie sobie nim zaprzątał głowy. Czekają go bowiem wielkie wyzwania i jeszcze większe pieniądze, które ktoś za chwilę położy na stole.

Jeśli za pojedynek z Ruizem Jr. Joshua otrzymał 85 mln dolarów, to ile dostanie za megahit, jakim będzie starcie z Deontayem Wilderem lub Tysonem Furym, w zależności od tego, który z nich wygra rewanż zaplanowany na 22 lutego? Być może jednak przyjdzie mu poczekać dłużej, niż myśli, bo Wilder podpisał przecież kontrakt na dwie walki z Furym.

W kolejce do Joshui już się ustawił Bułgar Kubrat Pulew, obowiązkowy pretendent organizacji IBF. Prawo do walki o pas WBO ma z kolei Ukrainiec Ołeksandr Usyk. Były mistrz wagi junior ciężkiej po przenosinach do najcięższej kategorii nie ukrywa, że konfrontacja z kimś takim jak Joshua jest jego marzeniem.

A na co w takim razie może liczyć Andy Ruiz Jr? Z pewnością przyjdzie mu się przyzwyczaić do mniejszych honorariów. Za walkę w Arabii Saudyjskiej dostał 13 mln dolarów, najwięcej w karierze, ale to był złoty strzał. Gdyby wygrał, mógłby stawiać warunki, ale bez mistrzowskich pasów wypada z finansowej ekstraklasy.

Pisze się już o jego ewentualnej walce z Adamem Kownackim, ale na razie to tylko przymiarki, zobaczymy, jakie plany wobec Polaka ma Al Haymon, najważniejsza postać w jego otoczeniu, to on będzie decydował, z kim i kiedy zmierzy się Polak.

Brawo, Wach

A co do siły polskich pięści, wypada pochwalić Mariusza Wacha za jego postawę w starciu z Dillianem Whyte'em na gali w Ad-Dirijji. Urodzony na Jamajce Anglik na zawodowym ringu przegrał tylko raz, z Joshuą, i wciąż czeka na mistrzowską szansę. Był zdecydowanym faworytem w pojedynku z 40-letnim Wachem i nie brakowało głosów, że wygra przez nokaut. Ostatecznie wygrał na punkty, ale wielokrotnie był w opałach, a jego potężne ciosy nie robiły na Wachu wrażenia.

Bliski porażki był też Aleksander Powietkin, złoty medalista igrzysk olimpijskich w Atenach (2004) i były zawodowy mistrz wagi ciężkiej. Młodszy o dziesięć lat Amerykanin Michael Hunter zaczął walkę z Rosjaninem bardzo ostro i wydawało się, że może zakończyć ją przed czasem, ale raz jeszcze się okazało, jak ważne w ringu jest doświadczenie. Ostatecznie sędziowie wypunktowali remis, co jest werdyktem szczęśliwym dla Powietkina.

Oprócz Joshui po „starciu na wydmach" zadowoleni są też saudyjscy gospodarze, bo dostali, co chcieli. Zapłacili słono, ale mówił o nich cały świat.

Eddie Hearn, promotor Anglika, dzięki tej wygranej znów może rozdawać karty w wadze ciężkiej. 30-letni Joshua ponownie jest w posiadaniu pasów WBA, IBF i WBO. Ma też ten mniej znaczący – organizacji IBO. W Ad-Dirijji pierwszy raz od 2016 roku wchodził do ringu bez nich. Wtedy w drugiej rundzie znokautował Charlesa Martina i zabrał mu tytuł organizacji IBF. Kolejne, pasy WBA oraz IBO, zdobył rok później, wygrywając przed czasem z Władimirem Kliczką. Pas WBO odebrał w 2018 roku Josephowi Parkerowi.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Boks
Boks. Polskie pięściarki wywalczyły kwalifikacje olimpijskie
Boks
Anthony Joshua nokautuje jak dawniej. Kto następnym rywalem?
Boks
Walka Joshua – Ngannou. Miliony na ringu w Rijadzie
Boks
Walka Fury - Usyk. Czekając na cud i szczęście
Boks
Znany polski bokser przyłapany na dopingu. Jest wieloletnia dyskwalifikacja