Tak będzie i tym razem, zwłaszcza że pomysły Ministerstwa Finansów zmieniają dotychczasowe zasady dość radykalnie. Sprzeciw budzi nie tylko 50-procentowy limit zaliczania do kosztów uzyskania przychodów wydatków na auto służbowe wykorzystywane do celów prywatnych, lecz także ograniczenia dla wliczania w koszty rat leasingowych, które Związek Przedsiębiorców i Pracodawców określił jako „sabotaż na znakomicie rozwijającej się gałęzi gospodarki". Nic dziwnego: według Związku Polskiego Leasingu w pierwszej połowie 2018 r. wartość sfinansowanych przez firmy leasingowe samochodów osobowych i lekkich dostawczych sięgnęła 17,8 mld zł i wzrosła w porównaniu z poprzednim rokiem o przeszło jedną piątą. A w strukturze całej branży leasingowej, mającej blisko 4-procentowy udział w polskim PKB, samochody stanowiły prawie połowę finansowanych aktywów. Ten korzystny trend będzie teraz hamowany.

Szkoda, bo na dotychczasowych zasadach zyskiwali wszyscy – przedsiębiorcy, którzy powiększali swoje floty, dealerzy sprzedający coraz więcej samochodów, wreszcie gospodarka, bo dzięki oszczędnościom firmy mogły angażować się w zwiększanie skali dotychczasowej działalności lub inwestować w zupełnie nowe przedsięwzięcia. Teraz wszyscy będą tracić.

Zmiany szczególnie boleśnie uderzą w najmniejsze firmy. To one najczęściej używają samochodu zarówno do celów służbowych, jak i prywatnych z prostego powodu: często mają tylko jedno auto. Ale oberwie też budżet: według Instytutu Samar powołującego się na dane Związku Dealerów Samochodów i Polski Związek Przemysłu Motoryzacyjnego tylko zmniejszenie sprzedaży aut premium przez limit kosztów leasingu obniży wpływy z akcyzy i VAT o 150 mln zł.

Ministerstwo Finansów poszło za daleko. Nie tylko przedsiębiorcy są w tym zgodni – negatywne opinie wyraziły także resorty infrastruktury oraz rozwoju.