Do Prawa i Sprawiedliwości najwyraźniej dotarło, że gospodarka jak kania dżdżu łaknie rąk do pracy i ich brak stał się jedną z najpoważniejszych barier rozwoju. Potrzebne są nadzwyczajne działania, przede wszystkim zaś porzucenie ideologicznych uprzedzeń.
Pierwszy zarys polityki imigracyjnej wygląda zachęcająco. Wydaje się spełniać liczne postulaty przedsiębiorców, o których pisaliśmy na łamach „Rzeczpospolitej". Skrócić ma się biurokratyczna męka z uzyskiwaniem pozwoleń na pracę, a wydłużyć okres ich ważności. Powiększy się katalog państw, których obywatele będą mogli liczyć na ułatwienia, m.in. o Białoruś, Mołdawię, ale także o tak odległe, jak Wietnam, Filipiny czy Indie. I dobrze, bo Ukraina, z której pochodzą setki tysięcy pracujących już w Polsce przybyszów, nie jest workiem bez dna – tak jak my przeżywa demograficzną zapaść. Azja ma zaś pod tym względem nadwyżkę.
Ciekawie brzmi pomysł systemu stypendialnego mającego przyciągnąć obcokrajowców na studia w Polsce. Jest szansa na związanie ich na dłużej z naszym krajem. A nawet jeśli kiedyś powrócą do swoich ojczyzn, będą jego nieformalnymi ambasadorami. To skarb, który ułatwi prowadzenie biznesu i relacje polityczne. Właśnie taki, jakim są w krajach rozwijających się absolwenci polskich uczelni, którym studia fundowała PRL.
Są też pomysły na ułatwienie startu w biznesie Polakom powracającym z emigracji. Wiszący w powietrzu tzw. twardy brexit, czyli wyjście Wielkiej Brytanii z UE bez porozumienia o dalszych relacjach, grozi pogorszeniem sytuacji około miliona naszych obywateli mieszkających na Wyspach. Nowa polityka migracyjna stwarza szansę odzyskania dla kraju części z nich. Tyle że będą mieli oni do wyboru także Skandynawię, Holandię, a przede wszystkim Niemcy, które do 2030 r. będą potrzebowały aż 3 mln pracowników. Oprócz czterokrotnie wyższych niż u nas zarobków kraje te oferują względną stabilność polityczną, jakiej Polsce teraz bardzo brakuje.
Chcąc przekonać do powrotu emigrantów, PiS musi koniecznie obniżyć temperaturę sporu zasnuwającego mgłą niepewności przyszłość kraju i szybko rozwijającej się dziś gospodarki. Bez tego nie dość, że nie odzyskamy zbyt wielu polskich emigrantów, to jeszcze będziemy tracić kolejnych. Zagraniczne firmy rekrutacyjne polują u nas już nie tylko na polskich spawaczy czy budowlańców.