Spadliśmy z trzeciego na piąte miejsce w Europie pod względem liczby nowych inwestycji zagranicznych i ich wartości w raporcie fDi Markets z grupy „Financial Times", a z drugiego na trzecie w badaniach atrakcyjności inwestycyjnej realizowanych przez Polsko-Niemiecką Izbę Przemysłowo-Handlową we współpracy z 14 innymi izbami. To nieprzypadkowe wahnięcie w jednym rankingu, ale czy to już trend? Jeszcze nie, raczej dzwonek sygnalizujący niekorzystne zjawisko, które daje się zauważyć mimo wciąż znakomitej koniunktury.

Jednym z wyjaśnień są wątpliwości co do stabilności polityki gospodarczej. Uwaga słuszna, zwłaszcza w kontekście sposobu tworzenia prawa, mającego wpływ na sytuację firm, pisania ustaw na kolanie. To może się nie podobać inwestorom, ale weźmy przykład Wielkiej Brytanii, gdzie epopeja brexitowa od dwóch lat wprawia firmy w dygot, a do której mimo to przedsiębiorstwa ciągną jak pszczoły do miodu. Niestabilny i zmienny system podatkowy? To też prawda, ale czy kiedykolwiek był stabilny i niezmienny? Problemy z dostępnością pracowników? Z tym również trudno się nie zgodzić, choć nasi sąsiedzi z Czech i Węgier też mają podobne kłopoty, a mimo to są oceniani wyżej.

Kłopot z Polską jest inny. Dziś brakuje nam inwestycyjnej tożsamości. Kiedy firmy masowo przyjeżdżały do nas z walizkami pieniędzy, atutami były niskie koszty, dostępność wykształconych pracowników i duży w skali europejskiej rynek wewnętrzny. Trudno powiedzieć, by w jakikolwiek sposób nas to określało. Za Wielką Brytanią stoją lata budowania biznesowego imperium i nawet jeśli teraz konstrukcja się chwieje, wciąż kusi śladami dawnego majestatu i przekonaniem, że Brytyjczycy jednak nie rozwalą tego do końca. Nasze atuty, poza rynkiem wewnętrznym, można przypisać dziś wielu krajom. A i ten rynek w epoce globalnej traci na znaczeniu, większość inwestorów i tak wysyła na eksport to, co u nas zmontuje czy wyprodukuje. Nie udało się nam stworzyć polskiej legendy, która byłaby magnesem dla kapitału.

Czesi czy Węgrzy też jej nie stworzyli, ale bardziej kusili. Gdy my trwaliśmy w przekonaniu, że nam się należy, oni stawali na głowie. Skutecznie, bo teraz cała reszta Grupy Wyszehradzkiej kojarzy się z produkcją samochodów, a inwestycje w tej branży przyciągają kolejne. Kiedy my zastanawialiśmy się nad systemami zachęt, oni wykładali propozycje na stół.

Inwestycyjnie Polska nie kojarzy się dziś z niczym. Jeśli nie zaczniemy budować przekonującego wizerunku dla globalnego biznesu, to najstabilniejsze prawo i podatki nie zatrzymają osuwania się w niebyt. Czas prostych argumentów się skończył, a bardziej wyrafinowanych wciąż się nie dorobiliśmy.