Porozumienie w Wielkiej Brytanii uznawało dotąd kierowców Ubera za pracowników z mniejszymi uprawnieniami w porównaniu do zatrudnionych w firmach, którzy mają zagwarantowane płatne zwolnienia chorobowe i urlopy wychowawcze. Po werdykcie sądu pracy z 2016 r., z pozwu dwóch dawnych kierowców, Jamesa Farrara i Yaseena Aslama, i po odrzuceniu w lutym przez Sąd Najwyższy apelacji Ubera firma z Doliny Krzemowej zmieniła status swych brytyjskich kierowców, uznała ich za pracowników z prawem do płatnego urlopu, zostaną objęci funduszem emerytalnym i mają zarabiać niemniej niż minimalną stawkę 8,72 funtów (12,07 dolarów) za godzinę, jeśli przyjmą zamówienie na kurs — pisze Reuter.

Nie będzie im przysługiwać wynagrodzenie za czas czekania na pasażera. To może być nawet jedna trzecia czasu spędzanego za kółkiem, z włączoną aplikacją służącą do odbioru zamówień. Związkowcy w Wielkiej Brytanii i w Stanach postulowali, by Uber płacił kierowcom od chwili ich zalogowania się w aplikacji, ale pracodawca odmówił twierdząc, że nie może kontrolować kierowców w tym czasie i nie wie, czy naprawdę pracują. Dodał, że jego kierowcy w Londynie zarabiają średnio po 17 funtów za godzinę, więc utrzyma to elastyczne podejście, czy, kiedy i gdzie pracują.

Sąd we Francji uznał w 2020 r. prawo kierowcy Ubera do traktowania go jako zatrudnionego. Unijne organy nadzoru natomiast przygotowują nowe przepisy majce chronić pracowników tego sektora.