Bo jeśli ktoś zdecydował się na urlop w lipcu, musiał się liczyć z wysokimi cenami. Im bliżej wody, tym było drożej. Średnie ceny w nadmorskich kurortach były w tym roku wyższe o 75 proc. niż latem 2017. W górach te różnice były jeszcze większe.
— Dla branży to był doskonały sezon – uważa Grzegorz Kołodziej, ekspert platformy rezerwacyjnej Nocleg.pl. Pogoda nadzwyczaj sprzyjała urlopowiczom, dlatego chętnie płacili rekordowo wysokie ceny w lipcu. Ostatni z nich nie wrócili jeszcze do domów, a hotelarze już liczą zyski.
– Tegoroczne upały przyciągnęły tłumy turystów nad wyjątkowo ciepły w tym roku Bałtyk. Temperatura wody w polskim morzu sięgała lokalnie nawet 25 stopni. I nie przeszkodziły w tym nawet wysokie ceny w lipcu – podkreśla Grzegorz Kołodziej.
W sierpniu ceny nad morzem spadły, o 30 i więcej proc. W tej chwili na przełom sierpnia i września zniżki 60-70 proc. nie należą do wyjątków. – Trudno ocenić, czy przyczyniło się do tego przegrzanie rynku wysokimi cenami z pierwszej połowy wakacji, czy może raczej ostrzeżenia przed sinicami – mówi Grzegorz Kołodziej. Zresztą sinice tu i ówdzie nadal się pojawiają.
Podobnie jak w zeszłym roku, najpopularniejszym kierunkiem nad morzem był Gdańsk, potem Sopot i Gdynia. W górach tradycyjnie: Zakopane i Karpacz. Tego lata Polacy podróżowali najczęściej z rodzinami, w grupach na 4 noce. Dłuższe wakacje urlopowicze wybierali najczęściej w Kołobrzegu, Władysławowie, a jeśli w górach, to w Kościelisku. Średni pobyt w tych miejscowościach to 6 dni.