EBI to bank o ogromnym znaczeniu dla gospodarki Unii Europejskiej. Jako czołowa instytucja finansowa świata może pozyskiwać na rynku tanie środki, które następnie, również tanio, odpożycza na inwestycje, głównie w państwach członkowskich UE. Najważniejsze decyzje o kierunkach inwestowania zapadają w Radzie Gubernatorów, w której każde państwo członkowskie UE ma swojego przedstawiciela. Ale siła jego głosu zależy od udziału kapitałowego.

I tak głos przedstawiciela Niemiec, Francji, Włoch czy Wielkiej Brytanii waży 16,1 proc., a Polski – 2,1. Po wyjściu Wielkiej Brytanii z UE pojawi się luka kapitałowa w EBI, którą Polska chciałaby częściowo zasypać zwiększeniem swojego udziału. Taką propozycję zgłosił już w drugiej połowie 2017 r. ówczesny minister finansów Mateusz Morawiecki. Jednak, jak doniósł w czwartek „Financial Times", na posiedzeniu Rady Gubernatorów ten pomysł spotkał się ze sprzeciwem większości pozostałych państw UE. Chcieliby oni raczej, zgodnie z ideą wymyśloną przez zarząd EBI, zwiększenia kapitałów drogą inżynierii finansowej: nie poprzez wpompowanie nowych pieniędzy, ale konwersję rezerw na kapitały. A udziały poszczególnych państw po brexicie miałyby się zwiększyć zgodnie z obecnymi ich poziomami. Oznaczałoby to nieproporcjonalny wzrost władzy największej trójki: Niemiec, Francji i Włoch. Dałoby im to 58 proc. głosów, wzrost w porównaniu z obecnymi 10 proc.

Polsce się to nie podoba. – To, co Polska zaproponowała, czyli podniesienie kapitału i gotowość do wniesienia istotnego wkładu finansowego, jest najlepszym rozwiązaniem dla banku. Sytuacja wymaga zdecydowanych działań, a nie zabiegów księgowych. Tego samego oczekują rynki finansowe i agencje ratingowe – słyszymy nieoficjalnie od polskich dyplomatów. Razem ze wzrostem kapitałów Polska oczekiwałaby także wzrostu jej udziału we władzach. W przyszłym roku dokonuje się rotacja na stanowiskach zarządczych. Można by wtedy zawalczyć o stanowisko jednego z ośmiu wiceprezesów.

Forsowaną przez sam EBI propozycję Polska chce zablokować. – Konwersja rezerw ma – oprócz wątpliwego efektu finansowego – bardzo istotne konsekwencje polityczne, dla nas i większości państw – negatywne. Spowoduje niesprawiedliwy wzrost siły głosu największych udziałowców banku, kosztem państw Europy Środkowo-Wschodniej. To sprzeczne z duchem europejskim. Dlatego starania o zwiększenie siły głosu Polski w banku potraktować można jako próbę zwiększenia siły głosu naszego regionu – wyjaśnia dyplomata.