Szymon Hołownia postawił ostatnio tezę o „śmierci polskiego Kościoła". Tak zareagował na spalenie przez księdza w Gdańsku m.in. książek o Harrym Potterze. I choć duchowny przeprosił, fama o ciemnym polskim Kościele pochwalającym palenie literatury młodzieżowej poszła w świat.

Nawet wielu życzliwych Kościołowi komentatorów dostało w weekend gęsiej skórki, widząc – mimo licznych dokumentów Episkopatu mówiących, czego unikać podczas pielgrzymek – jasnogórską świątynię wypełnioną sztandarami z budzącymi niedobre historyczne skojarzenia szczerbcem i falangą. I choć tydzień temu Episkopat zaprezentował świetny dokument zachęcający do narodowego pojednania i zmiany języka debaty publicznej, przeszedł on niemal zauważony. W przeciwieństwie do konferencji prasowej, na której – prezentując dane dotyczące pedofilii wśród polskich duchownych – biskupi popełnili szereg kardynalnych błędów komunikujących. Zła passa wizerunkowa polskiego Kościoła trwa od kilku miesięcy.

Zbiega się ona z falą sekularyzacji, którą zaobserwować można w kolejnych badaniach opinii publicznej. I choć zdecydowana większość Polaków chrzci swoje dzieci, wpływ nauczania Kościoła na życie Polaków maleje.

To wymaga refleksji ze strony biskupów, którzy są odpowiedzialni za Kościół. Powinni sobie odpowiedzieć na pytanie o swoją ofertę dla młodych Polaków, którzy przeprowadzają się do wielkich miast i nagle się orientują, że żyją w całkiem postchrześcijańskim świecie. Czy Kościół ma język do nawiązania kontaktu z tak zmieniającym się społeczeństwem i młodszymi pokoleniami? Ale to też problem polityczny, szczególnie dla PiS, które operuje wizją społeczeństwa pasującą może do lat 90., ale ma niewiele wspólnego z Polakami A.D. 2019. Czy straszeniem kartą LGBT PiS jest w stanie pozyskać wyborców młodego pokolenia?

Nie chcę na siłę mieszać polityki z religią, ale to naczynia połączone. Zmiana stosunku do religii czy Kościoła wynika ze zmian kulturowych. Dlatego kryzys wizerunkowy, w jakim znalazł się polski Kościół, może zwiastować również zmianę polityczną. Jeśli społeczeństwo tak szybko się zmienia, staromodnemu PiS znacznie trudniej będzie wygrywać wybory bez zmiany swej polityki i języka. Na to ostatnie się jednak nie zanosi.