Dąbrowska: Opozycja wspólnie, ale jednak osobno

Opozycji nie udało się zbudować wielkiej koalicji na listach do Sejmu. W wyścigu do Senatu miało być inaczej, ale nie jest. Efekt poznamy 13 października.

Publikacja: 20.08.2019 21:00

Dąbrowska: Opozycja wspólnie, ale jednak osobno

Foto: Fotorzepa/ Michał Kolanko

Platforma w poniedziałek wieczorem ogłosiła listę kandydatów do Senatu. Jest ich prawie 80, co oznacza, że ok. 20 miejsc zostało dla innych partii opozycyjnych, jeśli oczywiście koncepcja „wsparcia anty-PiS” miałaby przetrwać.

Na takie proporcje podobno wszyscy się zgodzili, choć ze strony zarówno Koalicji Polskiej, jak i Lewicy zapadła głucha cisza, a ludowcy nawet zaczęli pohukiwać, że żadnego układu nie zawierali i mają swoich kandydatów. Nic dziwnego. Platforma do tego stopnia dominuje nad resztą ugrupowań, że owa reszta właściwie przy większościowych wyborach głosu ani ruchu nie ma. Tak jak w Warszawie, gdzie zgodnie z decyzją Grzegorza Schetyny wystartować ma Marek Borowski, który w poprzednich wyborach startował jako niezależny, ale de facto popierany przez PO, która nie wystawiła kontrkandydata. Inni pochodzą za to już bez wątpliwości z kadrowego zasobu szefa PO: to Barbara Borys-Damięcka, Aleksander Pociej i Kazimierz M. Ujazdowski. Ten ostatni polityk, były poseł PiS, nazywany „ostatnim konserwatystą w PO”, będzie miał zresztą bardzo trudne zadanie, bo jego wyborczym zapleczem jest Wrocław, a nie Warszawa. Startować ma w okręgu nr 44 – Białołęka, Bielany, Śródmieście i Żoliborz, z którego przeniesiona została do dzielnic południowych Barbara Borys-Damięcka, wieloletnia senator PO. Być może Schetyna liczy na głosy Polonii, które mogłyby paść na Ujazdowskiego, bo kandydaci z tego właśnie okręgu są na listach senackich w polskich placówkach dyplomatycznych. Na Ursynowie byłemu ministrowi kultury w rządzie PiS mogłoby być jeszcze trudniej.

Kolejną niespodzianką była decyzja o przesunięciu do Senatu posła Krzysztofa Brejzy. Stało się to tak nagle, że zdumiony był nawet Tadeusz Zwiefka, były eurodeputowany PO, który został w Bydgoszczy „jedynką” listy do Sejmu zamiast Brejzy, który ma teraz walczyć o mandat senatora w Inowrocławiu. – Nie mam pojęcia, dlaczego tak się stało – mówi szczerze w rozmowie z „Rzeczpospolitą” Zwiefka. Komentatorzy liberalni osłupieli, a prawicowi natychmiast stwierdzili, że Schetyna wycina konkurencję, bo Brejza jest „młody i zdolny”. Ale czy w takim razie byłby mianowany przez przewodniczącego szefem sztabu miesiąc wcześniej?

Sama prezentacja list senackich KO odbyła się pospiesznie i jakby ukradkowo. Nie było specjalnej konferencji ani wielkiego wydarzenia medialnego, tak pożądanych w kampanii. Dlaczego? Po prostu projekt przedstawienia naprawdę wspólnych kandydatów się nie udał. Jedyny pakt, o jakim można mówić, to ten, zgodnie z którym KO nie wystawi kandydatów w ponad 20 okręgach. Jakiekolwiek próby dwóch mniejszych komitetów wystawiania swoich ludzi tam, gdzie zgłoszony już został kandydat Schetyny, byłyby misją samobójczą. Do tego jeszcze, ogłaszając swoją listę, szef PO odciął się od ewentualnych targów między Lewicą a koalicją PSL–Kukiz’15.

Czym się to skończy? Zapewne przeciw PiS stanie po jednym opozycyjnym kandydacie w każdym z okręgów. Będzie to jednak raczej wypadkowa interesów i układów między partiami niż wielka, barwna koalicja dająca odpór PiS, o czym marzyła opozycja.

Platforma w poniedziałek wieczorem ogłosiła listę kandydatów do Senatu. Jest ich prawie 80, co oznacza, że ok. 20 miejsc zostało dla innych partii opozycyjnych, jeśli oczywiście koncepcja „wsparcia anty-PiS” miałaby przetrwać.

Na takie proporcje podobno wszyscy się zgodzili, choć ze strony zarówno Koalicji Polskiej, jak i Lewicy zapadła głucha cisza, a ludowcy nawet zaczęli pohukiwać, że żadnego układu nie zawierali i mają swoich kandydatów. Nic dziwnego. Platforma do tego stopnia dominuje nad resztą ugrupowań, że owa reszta właściwie przy większościowych wyborach głosu ani ruchu nie ma. Tak jak w Warszawie, gdzie zgodnie z decyzją Grzegorza Schetyny wystartować ma Marek Borowski, który w poprzednich wyborach startował jako niezależny, ale de facto popierany przez PO, która nie wystawiła kontrkandydata. Inni pochodzą za to już bez wątpliwości z kadrowego zasobu szefa PO: to Barbara Borys-Damięcka, Aleksander Pociej i Kazimierz M. Ujazdowski. Ten ostatni polityk, były poseł PiS, nazywany „ostatnim konserwatystą w PO”, będzie miał zresztą bardzo trudne zadanie, bo jego wyborczym zapleczem jest Wrocław, a nie Warszawa. Startować ma w okręgu nr 44 – Białołęka, Bielany, Śródmieście i Żoliborz, z którego przeniesiona została do dzielnic południowych Barbara Borys-Damięcka, wieloletnia senator PO. Być może Schetyna liczy na głosy Polonii, które mogłyby paść na Ujazdowskiego, bo kandydaci z tego właśnie okręgu są na listach senackich w polskich placówkach dyplomatycznych. Na Ursynowie byłemu ministrowi kultury w rządzie PiS mogłoby być jeszcze trudniej.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Publicystyka
Jacek Czaputowicz: Nie łammy nuklearnego tabu
Publicystyka
Maciej Wierzyński: Jan Karski - człowiek, który nie uprawiał politycznego cwaniactwa
Publicystyka
Paweł Łepkowski: Broń jądrowa w Polsce? Reakcja Kremla wskazuje, że to dobry pomysł
Publicystyka
Jakub Wojakowicz: Spotify chciał wykazać, jak dużo płaci polskim twórcom. Osiągnął efekt przeciwny
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Potrzeba nieustannej debaty nad samorządem