Trump a sprawa polska

Wiem, że mam skrzywioną perspektywę. Z Polski wyjechałam pół wieku temu, a od 30 lat bywam, czy też bywałam, ale nigdy nie na długo. A propos wizyt w Polsce, znalazłam właśnie kopię tajnego dokumentu z 11 maja 1989 r., podpisanego przez majora W. Bednarza, który stwierdza: „uprzejmie proszę o utrzymanie w indeksie osób niepożądanych w PRL (...) Ireny Lasota (...), która prowadzi za granicą aktywną antypolską działalność polityczną. Jednocześnie proszę o skreślenie z indeksu osób niepożądanych w PRL: Gustawa Herling-Grudzińskiego". I tak to człowiek ociera się o celebrytów.

Aktualizacja: 30.09.2019 15:08 Publikacja: 29.09.2019 00:01

Trump a sprawa polska

Foto: AFP

Wracając do mojej skrzywionej perspektywy, to nie tylko mogę użyć angielskiego zwrotu, że żyję w bańce, ale w przełożeniu na polskie realia oznacza to, że nie byłam od pół wieku ani w barze mlecznym, ani na stadionie piłki nożnej, ani na wakacjach nad Bałtykiem, a do niedawna nie wiedziałam nawet, co to jest disco polo. Gorzej – czytam tylko wyrywkowo wiadomości z internetu.




Kilka miesięcy temu nieświadomie nacisnęłam guzik w moim programie kablowym, wyskoczyła mi dosyć koszmarna TVP Polonia i teraz nie wiem, jak się z tego wypisać. Ale też z uporem maniaka oglądam prawie co wieczór „Wiadomości" TVP. Mogłabym się nad nimi poznęcać, ale zrobiły to już pióra lepsze niż moje. Oglądam więc te wiadomości, zgrzytając zębami, i w jednym tygodniu stawiam kreseczki, kto się ile razy pojawił w roli świętego Jerzego, w innym tygodniu – ile razy pokazano jakąś nieznaną mi panią z opozycji śpiewającą sprośne czastuszki, a od końca sierpnia oglądam i słucham, co różne ważne osoby mówią o prezydencie Trumpie, oczywiście w kontekście „Trump a sprawa polska".

Proszę mnie dobrze zrozumieć: naprawdę uważam, że polska polityka zagraniczna osiągnęła w stosunkach z USA wielkie sukcesy w ciągu ostatnich kilku lat. Ale wydaje mi się, że niektóre z tych sukcesów spadły na niektórych polityków jak, nie przymierzając, manna na Izraelitów w drodze do Ziemi Obiecanej.

Symbol Polski – orzeł – jest pięknym, dumnym ptakiem i symbolem wielu krajów, na przykład Stanów Zjednoczonych, Rosji i Niemiec, ale również Albanii, Meksyku, Kurdystanu i Czarnogóry. Wydawałoby się, że orzeł zobowiązuje, ale oczywiście nie wszystkich i nie zawsze. Czasami chciałoby się krzyknąć do ekranu telewizora: „Panowie, opamiętajcie się! Przecież nie wypadliście sroce (ang. magpie) spod ogona". Zachwycają mnie przede wszystkim ważni doradcy do spraw amerykańskich, którzy robią wrażenie, że tak jak prezydent Trump nie znają Konstytucji USA i są przekonani, że przyjeżdżają do kraju łagodnej dyktatury, i to w dodatku dyktatury dynastycznej.

Sprawa wiz jest tu zabawnym przykładem. Pierwszy poruszył ten temat prezydent Kwaśniewski w rozmowie z prezydentem Bushem: „Profesor Longin Pastusiak, który zarówno z racji swej funkcji w Senacie, jak i tego, że jest doświadczonym amerykanistą, ocenia, że ostatnia wizyta prezydenta Kwaśniewskiego w USA przybliżyła rozwiązanie problemu amerykańskich wiz dla Polaków", czytam w gazecie sprzed 15 lat. Od tego momentu zapanowała zwyżkująca obsesja, którą rozprzestrzeniają przede wszystkim ludzie, którzy nie mają żadnych problemów z otrzymaniem amerykańskiej wizy.

Program „Visa Waver" ułatwia podróż, ale nie jest tym, czym podróż po krajach strefy Schengen. Byle urzędnik na byle lotnisku może nie wpuścić podróżującego. Mimo to słychać, że przyznanie tego systemu Polsce to sprawa honoru, wolności, partnerstwa i ostatniego etapu wstawania z kolan. Wiadomo jednak, że żaden prezydent, nawet Trump, nie mógł obejść znanych wszystkim przepisów, że liczba odmów musi zejść poniżej 3 proc. USA są, mimo wszystko, ciągle państwem prawa. Końcowe dane będą znane pod koniec września. Niemniej po każdym spotkaniu obu prezydentów (a było ich już dziewięć, jak mówi pan doradca) obie strony zachłystują się sprawami wiz. Na ostatnim spotkaniu – w Nowym Jorku – prezydent Trump aż się skręcał z radości, mówiąc, że on, tylko on, załatwił wizy Polakom. Nareszcie! I teraz Amerykanie polskiego pochodzenia, a są ich miliony – mówił – będą mogły jechać do Polski bez wiz. I nikt go nie poprawił, nikt nie skomentował. Ale ze strony polskiej promieniowała duma z osiągniętego wielkiego sukcesu.

Prawdziwym sukcesem jest tymczasem sprawa baz i wojsk amerykańskich w Polsce. Mimo że Trump powiedział, iż nie ma to żadnego związku z rosyjskim zagrożeniem.

Wracając do mojej skrzywionej perspektywy, to nie tylko mogę użyć angielskiego zwrotu, że żyję w bańce, ale w przełożeniu na polskie realia oznacza to, że nie byłam od pół wieku ani w barze mlecznym, ani na stadionie piłki nożnej, ani na wakacjach nad Bałtykiem, a do niedawna nie wiedziałam nawet, co to jest disco polo. Gorzej – czytam tylko wyrywkowo wiadomości z internetu.

Kilka miesięcy temu nieświadomie nacisnęłam guzik w moim programie kablowym, wyskoczyła mi dosyć koszmarna TVP Polonia i teraz nie wiem, jak się z tego wypisać. Ale też z uporem maniaka oglądam prawie co wieczór „Wiadomości" TVP. Mogłabym się nad nimi poznęcać, ale zrobiły to już pióra lepsze niż moje. Oglądam więc te wiadomości, zgrzytając zębami, i w jednym tygodniu stawiam kreseczki, kto się ile razy pojawił w roli świętego Jerzego, w innym tygodniu – ile razy pokazano jakąś nieznaną mi panią z opozycji śpiewającą sprośne czastuszki, a od końca sierpnia oglądam i słucham, co różne ważne osoby mówią o prezydencie Trumpie, oczywiście w kontekście „Trump a sprawa polska".

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Wielki Gościńcu Litewski – zjem cię!
Plus Minus
Aleksander Hall: Ja bym im tę wódkę w Magdalence darował
Plus Minus
Joanna Szczepkowska: Racja stanu dla PiS leży bardziej po stronie rozbicia UE niż po stronie jej jedności
Plus Minus
Przeciw wykastrowanym powieścidłom
Plus Minus
Pegeerowska norma
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił