Cud nad Wisłą

Po 123 latach zaborów niepodległa Polska jeszcze nie okrzepła, a już ze wschodu zagrażała jej bolszewicka nawałnica. Dzięki poświęceniu narodu, determinacji polskich oddziałów i strategicznemu geniuszowi dowódców odnieśliśmy zwycięstwo w bitwie warszawskiej – leninowska wizja objęcia rewolucją całej Europy legła w gruzach.

Aktualizacja: 09.11.2020 16:50 Publikacja: 09.11.2020 16:23

„Cud nad Wisłą”, obraz Jerzego Kossaka, 1930 r.

„Cud nad Wisłą”, obraz Jerzego Kossaka, 1930 r.

Foto: Zamek Królewski w Warszawie

Gdy zbliżała się dziesiąta rocznica bitwy warszawskiej 1920 r., Jerzy Kossak postanowił namalować „Cud nad Wisłą", obraz alegoryczny, niezgodny z historycznym przebiegiem zdarzeń, ale pełen symbolicznych znaczeń. Zaledwie dekadę po wydarzeniach z 15 sierpnia 1920 r. nie można było namalować „Cudu nad Wisłą" inaczej. Zwłaszcza jeśli chciało się nim zainteresować instytucje państwowe. Józef Piłsudski był wówczas żywą legendą, wybawcą nie tylko Polski, ale też całej Europy, od bolszewickiej zarazy. Na obrazie musiał się więc pojawić, choć w czasie słynnej bitwy był zupełnie gdzie indziej. Nie mogło też zabraknąć odniesień do wiary, udziału Kościoła w zmaganiach z bolszewią, a nade wszystko wizerunku Bogurodzicy, która miała się ukazać walczącym. Nie szkodzi, że samego sformułowania „Cud nad Wisłą" użył jako pierwszy Stanisław Stroński, m.in. poseł na Sejm RP związany z ruchem narodowym, by zdeprecjonować zasługi strategiczne Piłsudskiego, a zwycięstwo wojsk polskich przypisać interwencji sił boskich. Jak się okazało, nazwa pozostała, ale – wbrew intencji jej twórcy – jedynie dodała splendoru Marszałkowi, którego w powszechnej opinii w godzinie próby nawet niebiosa miały wspierać.

Ku chwale ojczyzny

„Na tym kończy się ten szereg książek pisany w ciągu kilku lat i w niemałym trudzie – dla pokrzepienia serc" – tymi słowy Henryk Sienkiewicz zakończył swą powieść „Pan Wołodyjowski", będącą ostatnią częścią „Trylogii". Był rok 1888. Józef Piłsudski miał wówczas 21 lat. I zarówno on, jak i całe pokolenie zaczytywali się w sienkiewiczowskich powieściach ukazujących wielkość I Rzeczypospolitej i chwałę polskiego oręża. Kiedy więc w 1920 r. na Warszawę ruszyła bolszewicka nawałnica, do walk z Sowietami rzucili się i ochotnicy, i regularne wojsko. Data 15 sierpnia ma znaczenie symboliczne, bitwa rozpoczęła się bowiem dwa dni wcześniej. 13 sierpnia nastąpiło gwałtowne natarcie dwóch radzieckich grup taktycznych: jednej dywizji z 3. Armii Łazarewicza i jednej z 16. Armii Sołłohuba. Nadciągały one na Warszawę z kierunku północno-wschodniego. Dwie rosyjskie dywizje uderzyły pod Radzyminem, zaledwie kilkanaście kilometrów od prawobrzeżnej Warszawy, przełamały obronę 11. Dywizji pułkownika Bolesława Jaźwińskiego i zdobyły miasteczko. Następnie jedna z nich ruszyła na Pragę, a druga skręciła w prawo – na Nieporęt i Jabłonnę.

Niepowodzenie to skłoniło dowódcę polskiego Frontu Północnego do wydania dyspozycji wcześniejszego rozpoczęcia działań zaczepnych przez 5. Armię generała Sikorskiego z obszaru Modlina, by tym samym odciążyć 1. Armię osłaniającą Warszawę. 14 sierpnia zacięte walki wywiązały się już wzdłuż wschodnich i południowo-wschodnich umocnień przedmościa warszawskiego – na odcinku od Wiązowny po rejon Radzymina. Siły polskie stawiały wszędzie twardy opór i nacierające wojska rosyjskie nie odniosły poważniejszych sukcesów. 15 sierpnia koncentryczne natarcie odwodowych dywizji polskich (10. Dywizji generała Żeligowskiego i 1. Dywizji Litewsko-Białoruskiej generała Jana Rządkowskiego) po całodziennych zażartych bojach przyniosło duży sukces. Odzyskany został Radzymin i polskie oddziały wróciły na pozycje utracone przed dwoma dniami. To właśnie tę bitwę określa się mianem Cudu nad Wisłą.

16 sierpnia na liniach bojowych przedmościa warszawskiego toczyły się nadal intensywne walki, ale sytuacja wojsk polskich ulegała częściowej poprawie. Tego dnia koncentryczne uderzenie 5. Armii gen. Sikorskiego, wyprowadzone z południowo-wschodnich fortów Modlina i znad Wkry, doprowadziło do opanowania Nasielska, co umożliwiło kontynuowanie pomyślnych działań na Serock i Pułtusk. Natomiast na lewym skrzydle frontu polskiego sytuacja układała się niepomyślnie. 4. Armia Siergiejewa i Korpus Kawalerii Gaja parły na Płock, Włocławek i Brodnicę, a w rejonie Nieszawy rozpoczęły już forsowanie Wisły. W Płocku ludność cywilna broniła się w dniach 18–19 sierpnia 1920 r. na barykadach wraz z wojskiem, uniemożliwiając Sowietom zdobycie mostu i przekroczenie Wisły (za udział ludności cywilnej Płocka w tych walkach 10 kwietnia 1921 r. miasto zostało odznaczone przez Józefa Piłsudskiego Krzyżem Walecznych).

Faktem jest, że w tych dniach rozpoczęło się polskie kontrnatarcie, które zmieniło bieg historii. Bolszewicy nie tylko nie zdobyli Warszawy, ale też nie ruszyli dalej na Zachód. Leninowska wizja objęcia rewolucją całej Europy legła w gruzach. Dekadę później Jerzy Kossak nie namalował więc swego obrazu „dla pokrzepienia serc", lecz ku chwale ojczyzny, Marszałka i Boga.

Z boską pomocą

Skierujmy zatem nasze spojrzenie na obraz. Symbolem zwycięstwa Polaków w bitwie jest biały sztandar Polski z czerwonym krzyżem kawalerskim, który dumnie i pewnie powiewa nad polem bitwy. O tym zaś, że nieuchronnie zbliża się klęska Armii Czerwonej, świadczy chylący się ku upadkowi czerwony sztandar przebijany przez polskiego żołnierza bagnetem. Ale na pierwszym planie mamy nie mniej ciekawą kompozycję: porzucony przez bolszewików karabin maszynowy Maxim i dobiegającą dziewczynę w wojskowej kurtce, trzewikach, owijaczach na łydkach, z niemieckim mauserem w dłoniach i... w spódnicy. Jej postać jest hołdem dla ochotniczek, które – by ratować ojczyznę – masowo zapisywały się do wojska. Podobnie czynili skauci – jeden z nich, tuż za dziewczyną, nadbiega w regulaminowym skautowskim stroju i z bronią w ręku. Na prawo od skauta możemy dostrzec żołnierza w charakterystycznym niemieckim hełmie na głowie, co ma dowodzić, że do naszego wojska przyłączali się także ci Polacy, którzy w czasie I wojny światowej walczyli u boku Cesarstwa Niemieckiego.

Wśród nacierających na bolszewików polskich żołnierzy łatwo dostrzec postać księdza. To sylwetka ks. Ignacego Skorupki, który w wojnie polsko-bolszewickiej dołączył do ochotniczego batalionu jako kapelan wojskowy. Na obrazie Kossak ukazał go w sutannie, z uniesionym ku górze krzyżem w prawej ręce. W rzeczywistości ks. Skorupka nie mógł wziąć udziału w tej bitwie: zginął dzień wcześniej podczas walk o Ossów. I był wówczas w mundurze wojskowego kapelana, a nie w sutannie (w czasie ataku nie biegł w pierwszej linii, został trafiony bolszewicką kulą, gdy udzielał ostatniego namaszczenia rannemu żołnierzowi).

Na obrazie opatrzność boża została zaznaczona znacznie silniej niż tylko przez postać ks. Skorupki. Oto bowiem na nieboskłonie widnieje sylwetka Maryi. 15 sierpnia w Kościele katolickim obchodzone jest święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny (w Polsce znane od wieków jako święto Matki Boskiej Zielnej, choć jako dogmat zostało uznane dopiero w 1950 r. przez papieża Piusa XII). Ponoć żołnierze obu armii wspominali, że podczas bitwy widzieli na niebie postać matki Jezusa. Na obrazie wokół Maryi – niczym strzegący jej aniołowie – krążą polskie samoloty. Jeden z nich, z widoczną biało-czerwoną szachownicą na skrzydle, wysforował się naprzód i atakuje radzieckie wojska. Tu warto dodać, że owszem, w bitwie tej wzięło udział kilkadziesiąt maszyn, ale pierwsze polskie samoloty pojawiły się nad Radzyminem dopiero koło południa, a na obrazie ledwie świta. Jak wspominał Witowt Putna, wówczas dowódca radzieckiej 27. Dywizji Strzelców zwanej „żelazną", polskie samoloty 9. Wywiadowczej Eskadry Lotniczej i 19. Myśliwskiej Eskadry Lotniczej „terroryzowały nasze tyły, wykonując śmiałe naloty na sztaby i tabory, i ostrzeliwały każdą grupkę z karabinów maszynowych. W czasie tych nalotów szczególnie ucierpiała 81. Brygada, która długo porządkowała swe szeregi".

Co jednak najważniejsze, Maryja przedstawiona na obrazie przewodzi szarżującym widmom husarii. To ewidentne nawiązanie przez Kossaka do zwycięskich bitew wojsk polskich z przeszłości, zwłaszcza tej spod Wiednia w 1683 r., gdy pod wodzą króla Jana III Sobieskiego polska husaria pokonała armię Imperium Osmańskiego i ocaliła Europę przed islamską nawałnicą. A skoro bitwa warszawska uchroniła Stary Kontynent przed zalewem bolszewii, na obrazie nie mogło zabraknąć Naczelnego Wodza. Po drugiej stronie Wisły w oddali widać nadjeżdżający oddział kawalerii. Mają to być 3. i 4. Armia II RP na czele z Józefem Piłsudskim, oczywiście dosiadającym słynnej Kasztanki. Ale żadna z nich 15 sierpnia nie wzięła udziału w bitwie pod Radzyminem, a w czasie natarcia Naczelny Wódz przebywał w Puławach, gdzie mieściła się jego kwatera główna i skąd wydawał rozkazy.

Tak jak Piłsudski nie mógł spoglądać na przebieg bitwy z grobli na Wiśle, tak i nieba nie mogły rozświetlać przeciwlotnicze reflektory z przedmieść Warszawy – do Radzymina jest bowiem kilkanaście kilometrów, a Wisła nie przepływa w okolicach tego miasteczka. Jednak nie o dosłowność i prawdę historyczną malarzowi chodziło. Jego obraz miał ucieleśniać legendę. Tak też się stało: Kossakowski „Cud nad Wisłą" tak bardzo się spodobał, że artysta namalował jeszcze dwa niemal identyczne obrazy (jeden z nich znajduje się w zbiorach warszawskiego Muzeum Wojska Polskiego).

„Cud nad Wisłą" nie jest może arcydziełem malarstwa, na pewno stał się jednak symbolem chwały polskiego oręża, żołnierskiej odwagi i narodowego zrywu pod wodzą Józefa Piłsudskiego. Z błogosławieństwem i wsparciem boskim. To jedna z najciekawszych prac Jerzego Kossaka.

Gdy zbliżała się dziesiąta rocznica bitwy warszawskiej 1920 r., Jerzy Kossak postanowił namalować „Cud nad Wisłą", obraz alegoryczny, niezgodny z historycznym przebiegiem zdarzeń, ale pełen symbolicznych znaczeń. Zaledwie dekadę po wydarzeniach z 15 sierpnia 1920 r. nie można było namalować „Cudu nad Wisłą" inaczej. Zwłaszcza jeśli chciało się nim zainteresować instytucje państwowe. Józef Piłsudski był wówczas żywą legendą, wybawcą nie tylko Polski, ale też całej Europy, od bolszewickiej zarazy. Na obrazie musiał się więc pojawić, choć w czasie słynnej bitwy był zupełnie gdzie indziej. Nie mogło też zabraknąć odniesień do wiary, udziału Kościoła w zmaganiach z bolszewią, a nade wszystko wizerunku Bogurodzicy, która miała się ukazać walczącym. Nie szkodzi, że samego sformułowania „Cud nad Wisłą" użył jako pierwszy Stanisław Stroński, m.in. poseł na Sejm RP związany z ruchem narodowym, by zdeprecjonować zasługi strategiczne Piłsudskiego, a zwycięstwo wojsk polskich przypisać interwencji sił boskich. Jak się okazało, nazwa pozostała, ale – wbrew intencji jej twórcy – jedynie dodała splendoru Marszałkowi, którego w powszechnej opinii w godzinie próby nawet niebiosa miały wspierać.

Pozostało 87% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej