Rz: Pierwszy w Polsce przeszczep krzyżowy odbył się tydzień temu. Zakończył się pełnym sukcesem?
Prof. Artur Kwiatkowski: Jesteśmy z zabiegu bardzo zadowoleni. Dawcy opuścili naszą klinikę w piątek. Panie – biorcy – właśnie ją opuszczają. Sama operacja nie jest bardzo skomplikowana.
W przypadku, o którym rozmawiamy, mówimy o dużej dawce emocji, mamy bowiem w przeszczepie krzyżowym do czynienia z dwoma operacjami zdrowych ludzi. Pobieramy nerki co prawda laparoskopowo metodą dostępu zaotrzewnowego, ale nie zmienia to sytuacji, że jest to jednak trudna operacja. Nie wchodzimy dzięki temu do jamy brzusznej. Dolegliwości po takiej operacji są dużo mniejsze niż po klasycznym zabiegu, kiedy cięcie jest pod łukiem żebrowym.
Będą kolejne przeszczepy krzyżowe w najbliższym czasie?
Szykujemy kolejne takie operacje. Chcemy, aby teraz były to nie dwie pary, ale więcej. Mamy wówczas możliwość precyzyjniejszego doboru i krzyżowania par. Możemy to też robić z innymi krajowymi ośrodkami. Mamy w tej chwili kilkanaście par, które staramy się połączyć.
Dlaczego wykonujecie te zabiegi jednocześnie? Nie można przeszczepić najpierw nerki jednej osobie, a drugiego dnia drugiej?
Pobranie i przeszczep robi się obu parom jednocześnie także po to, aby ktoś z nich się nie rozmyślił. W Czechach jednak tego rodzaju operacje przeprowadza się dzień po dniu. W USA jednocześnie przeszczepia się nerki kilkudziesięciu parom. Są one w różnych ośrodkach – nerki podróżują samolotami z jednego końca Stanów na drugi. Z punktu widzenia par jest to ideał. Przy 30 parach możemy mówić o stanie idealnego doboru.