Osoby zatrudnione na umowach zlecenie albo o dzieło i pracownicy z umowami na czas określony - to te dwie grupy najczęściej (ok. czterech na dziesięciu ankietowanych) deklarują poważne obawy o utratę pracy w specjalnej edycji badania Monitor Rynku Pracy(MRP) agencji zatrudnienia Randstad. Według sondażu, która w ostatnich dniach marca objął ponad tysiąc pracowników z różnych branż, regionów, grup wiekowych i stanowisk, ich nastroje są najgorsze od ponad 10 lat. Gwałtowny wzrost pesymizmu to oczywiście efekt epidemii koronawirusa- w związku z nią 41 proc. badanych pracowników obawia się zmniejszenia wynagrodzenia, co czwarty utraty pracy a 16 proc. – likwidacji firmy, w której pracuje.
Rynek koronawirusa
– Zakończył się spór o to, czy mamy rynek pracownika czy pracodawcy - mamy rynek koronawirusa - mówiła podczas prezentacji wyników raportu Monika Fedorczuk, ekspert rynku pracy Konfederacji Lewiatan. Według niej, obawy o utratę pracy wśród osób pracujących na umowy zlecenie i na umowy terminowe są o tyle uzasadnione, że zakończenie współpracy z takimi pracownikami jest dla firm stosunkowo proste i nie pociąga za sobą kosztów związanych z odprawami. - Z moich rozmów z przedsiębiorcami wynika, ze większość nie chce zwalniać, ale mają potworne obawy, czy utrzymają działalność. Tarcza za mało by zahamować falę zwolnień - zaznaczyła Monika Fedorczuk.
Czytaj także: Finansowo na pandemii najbardziej ucierpią młodzi ludzie i kobiety
Mateusz Żydek, rzecznik Randstad przypominał, że w dotychczasowych zapisach tarczy nie ma wskazań, by wsparcie miało objąć ok. 700 tys. pracowników tymczasowych. Dlatego też pracodawcy występują w tej sprawie o interpretację nowych przepisów do ministerstw pracy i rozwoju. – Liczba i skala zwolnień grupowych będzie zależała od skali pomocy, która znajdzie się w tarczy 2.0 – przewiduje Monika Fedorczuk