W tzw. małej aferze taśmowej Falenta będzie pytany o „rewelacje" z listów do najważniejszych osób w państwie. Biznesmen ma osiem zarzutów, a usłyszy kolejne dwa – za udostępnianie nielegalnych nagrań, które wypłynęły po zamknięciu głównego śledztwa. Te „prywatne" – jak twierdzi biznesmen – listy nie miały wyjść na zewnątrz. Jeśli biznesmen chce być wiarygodny, musi teraz podać dowody.
W piątek w Sejmie Bogdan Święczkowski – prokurator krajowy, próbował zmniejszyć sensacyjność „rewelacji" Falenty. Twierdził, że pojawiały się one „już w jego wyjaśnieniach w toku śledztwa, w którym został oskarżony, a następnie skazany". Które dokładnie? Nie wskazał. Nie wyjaśnił też, co miał na myśli, mówiąc, że „prokuratura od dłuższego czasu dysponowała informacjami związanymi z pismami, które kierował do różnego rodzaju organów państwa przez wiele miesięcy czy nawet lat". Zdaniem prokuratora „Te rewelacje zostały przez sąd bardzo mocno skrytykowane" – mówił.
Falenta twierdzi, że nie inicjował nagrywania polityków, a w apelacji wskazywał, że to kelner Łukasz N. (był w głównym śledztwie tzw. małym świadkiem koronnym) działał na zlecenie służb specjalnych. Zdaniem sądu „nie znajduje to potwierdzenia w przeprowadzonym procesie". W skardze kasacyjnej Falenty (czeka na rozpoznanie) ten zarzut wobec wyroku jest podtrzymany – prokuratura ani sąd nie przeprowadziły kluczowych dowodów faktycznego pochodzenia nagrań. Zdaniem obrony kelnerzy – głównie Łukasz N. – „działali na kilka frontów", a „służby o tym wiedziały". Jeśli SN przyzna rację Falencie, może uchylić wyrok.
W 2018 r. Łukasz N. z afery wyszedł obronną ręką – po wyroku dostał pracę w znanej restauracji w Krakowie. Wiele wskazuje na to, że pomogły mu w tym służby, chroniące go jako „koronnego".
W sprawie są wątpliwości. Łukasz N. to brat policjanta CBŚP. Obrońca Falenty chciał ujawnienia raportów policji o kontaktach funkcjonariuszy policji z N. i przesłuchania jego brata pod kątem znajomości z policjantami z Wydziału ds. Zwalczania Aktów Terroru CBŚP – po ich wizycie w areszcie N. zaczął współpracę z prokuraturą. Łukasza N. nie zbadali też biegli, by ocenić wpływ na jego zeznania uzależnień (od alkoholu i narkotyków) i fakt, że w przeszłości N. leczył się psychiatrycznie. Co ciekawe, N. przyznał, że sam – zanim poznał Falentę – rozpoczął rejestrację spotkań gości, co stawia pod znakiem zapytania rolę biznesmena jako zleceniodawcy.
Rola Łukasza N. w podsłuchach była wyjątkowa – on namówił do tego drugiego kelnera – Konrada L. W sądzie L. zeznał, że „Łukasz powoływał się na kontakty ze służbami" i „mówił mu o wykorzystaniu tych nagrań przez służby". Posiadał też bardzo dobre kontakty z kierowcami i ochroną ministrów. Był z nimi na „ty", „załatwiał dla nich prywatne rzeczy i oni załatwiali dla niego" – zeznał L.