Kostecki miał dobry kontakt z rodziną, nie miał depresji. Co musiałoby się wydarzyć, by nagle chciał się zabić?
Warto pamiętać, że bardzo wielu przypadkach osoby dokonujące zamachów samobójczych nie wyrażają głośno myśli o planowanej śmierci, nie zostawiają listu samobójczego, nie cierpią na depresję. Obniżony nastrój czasami jest widoczny dla najbliższych, ale po śmierci samobójcy naturalną reakcją obronną jest negowanie przez nich zmian w psychice – skoro bowiem jakieś symptomy były możliwe do zauważenia, to przecież można było zapobiec nieszczęściu. Dużo łatwiej jest dojść do przekonania, że żadnych niepokojących symptomów nie było. W przypadku Dawida Kosteckiego media donoszą o jego dwóch próbach samobójczych. Jeśli informacje te są prawdziwe, to można przyjąć, że miał skłonności samobójcze.
Po samobójstwach popełnianych w więzieniach zawsze pojawia się fala spekulacji. Czy słusznie?
Każdy przypadek samobójstwa popełnionego w zakładzie karnym czy areszcie śledczym powinien być bardzo rzetelnie zbadany. Osadzony przebywa pod opieką służby więziennej, czyli państwa, które powinno zrobić wszystko, żeby zapewnić bezpieczeństwo skazanym i tymczasowo aresztowanym. Jeśli dochodzi do śmierci gwałtownej (czyli z przyczyn innych niż naturalne), siłą rzeczy pojawia się fala spekulacji, bo w świadomości społeczeństwa, kształtowanej nierzadko przez filmy kryminalne, niebezpieczeństwo grozić może osadzonemu zarówno ze strony innych więźniów, jak też strażników więziennych. Zresztą państwo w takim przypadku ma obowiązek też chronić człowieka przed samym sobą i zapobiegać próbom samobójczym, do których w warunkach izolacji dochodzi częściej, niż na wolności.
Dr hab. Monika Całkiewicz jest radcą prawnym, prof. Akademii Leona Koźmińskiego, specjalistką w zakresie prawa karnego, kryminalistyki i kryminologii