Rz: Czy na poniedziałkowym szczycie reakcja Unii wobec Rosji nie była zbyt słaba?
Lech Kaczyński:
Oczywiście, że chcielibyśmy, żeby ten głos był mocniejszy, natomiast to, co udało się uzyskać w istniejącym układzie sił w Europie, to dość dużo. Oczywiście w UE są kraje, dla których przyjęty na szczycie dokument jest skrajnie radykalny. Ale i tak jest wielki postęp w stosunku do tego, co było jeszcze rok temu. Działania Rosji zostały otwarcie potępione. To się wcześniej nie zdarzało. Słyszałem wystąpienie prezydenta Władimira Putina na szczycie NATO, w którym podważał w istocie integralność terytorialną Ukrainy. Wtedy żadnej reakcji ze strony Zachodu nie było.
Po kryzysie w Gruzji kraje tradycyjnie prorosyjskie inaczej już patrzą na Rosję?
Jest pewna rysa w stanowisku tych państw, chociaż nie jest to jeszcze radykalna zmiana. Dlatego uważam, że szczyt zakończył się na czwórkę z minusem, czyli jest to umiarkowany sukces. Nie różnimy się więc z premierem w ocenie wyników szczytu. Jak zawsze zwyciężyła aktywność. Dzięki niej Polska nie była osamotniona. Poparcie znaleźliśmy w państwach bałtyckich, Szwecji, Wielkiej Brytanii. W niektórych sprawach również u pani kanclerz Merkel.