Już przed II wojną światową s. Matylda Getter z ogromnym poświęceniem angażowała się w działalność oświatowo-wychowawczą. Zakładała nowe placówki edukacyjne i opiekuńcze nie tylko w Polsce Centralnej, ale również na wschodnich i północno-wschodnich terenach kraju.
Była naczelną matką przełożoną prowincji warszawskiej Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Rodziny Marii. W momencie wybuchu wojny liczyła prawie 70 lat, ale to nie przeszkadzało jej w niesieniu pomocy potrzebującym – cywilom, żołnierzom, działaczom podziemia, osobom więzionym i prześladowanym przez okupanta.
We wrześniu 1939 r. znalazło w nim [domu prowincjonalnym w Warszawie przy ul. Hożej 53] schronienie ok. 500 uciekinierów, tu funkcjonował punkt sanitarny w 1939 r. i szpital powstańczy w 1944 r., przez całą okupację czynna była kuchnia, z której korzystało do 300 ubogich dziennie, stąd kierowała Getter akcją niesienia pomocy aresztowanym, współpracując z konspiracyjnymi komórkami więziennymi, tu też działała placówka legalizacyjna pośrednicząca w wystawianiu nowych dokumentów dla osób ściganych.
(„Siostry Zakonne w Polsce. Słownik biograficzny”, t. 1, s. 93.)
W czasie okupacji w sierocińcach, którymi się opiekowała, m.in. w Aninie, Białołęce, Chotomowie, Płudach, Warszawie, umieszczała żydowskie dzieci. Siostrom nie tylko z prowincji warszawskiej, ale także dwóch pozostałych udało się ocalić kilkaset osób skazanych na zagładę. Matka Matylda została pośmiertnie odznaczona medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
Profesor Ludwik Hirszfeld powiedział o nim: „Nie tylko myśmy go cenili. Chciałbym przekazać potomności, co o nim myślał prezes gminy [Adam] Czerniaków. Na posiedzeniu u docenta Zweibauma zebraliśmy się z okazji rocznicy kursów. I tam prezes opowiadał, jak się prałat rozpłakał w jego gabinecie, gdy mówił o żydowskiej niedoli, i jak się starał pomóc i tej niedoli ulżyć. Mówił on, ile ten ksiądz, były antysemita, serca Żydom okazywał”.
Był urodzonym społecznikiem. W Łodzi zetknął się z problemami robotników, w które bardzo silnie się zaangażował. W Warszawie utworzył stowarzyszenia Robotników Chrześcijańskich, Służących i Stróżów Domowych oraz kasy zapomogowo-pożyczkowe. W 1915 r. został proboszczem parafii Wszystkich Świętych.
Przed wojną należał do zwolenników ruchu narodowego i nazywano go „wojującym antysemitą”. Gdy w listopadzie 1940 r. jego kościół znalazł się na terenie getta, prałat miał możliwość opuszczenia świątyni i swoich wiernych. Nie zrobił tego. Otaczał opieką nie tylko przebywających w getcie chrześcijan żydowskiego pochodzenia, ale wszystkich, którzy tego potrzebowali. Zorganizował wydawanie bezpłatnych posiłków, pomagał w ucieczkach na „aryjską stronę”, wystawiał metryki chrztu. Z narażeniem życia ukrywał Żydów w kościele i na plebanii, a także w swoim domu w Aninie.
Irena Sendlerowa napisała o nim: „Kiedy dziś, po 20 latach, sięgam pamięcią do tamtych dni, ukazuje mi się sylwetka Juliana Grobelnego jako żarliwego działacza społecznego, człowieka o nieskazitelnej uczciwości i rzetelności [...]. Był wszędzie tam, gdzie trzeba było organizować konkretną pomoc lub rozwiązywać najtrudniejsze problemy”.
Od 1915 r. aktywnie działał w Polskiej Partii Socjalistycznej. Był uczestnikiem powstań śląskich. W latach 30. pracował w magistracie w Łodzi i działał wśród robotników.
Kiedy wybuchła wojna, Grobelny znalazł się od razu na listach osób poszukiwanych przez okupanta niemieckiego. Nie przeszkodziło mu to jednak zaangażować się w pomoc skazanym na zagładę. W styczniu 1943 r. został przewodniczącym Rady Pomocy Żydom.
Dalej Sendlerowa wspomina: „Otrzymałam polecenie udania się do Trojana poza Warszawę, do Cegłowa, gdzie miał on mały domek z ogródkiem. Pojechałam w przekonaniu, że otrzymam ekstrabojowe zadanie. Obydwoje z żoną leżeli chorzy, bez opieki. Chciałam im pomóc, dostarczyć lekarstwa [...], tymczasem chodziło o umieszczenie jednej małej dziewczynki, która cudem uniknęła śmierci przy likwidacji pobliskiego getta, gdzie wymordowali jej całą rodzinę”.
Bardzo ostro starał się zwalczać szmalcowników i szantażystów. Wystosował w tej sprawie pismo do Delegatury Rządu na Kraj z propozycją karania śmiercią tego typu działalności.
W marcu 1944 r. został aresztowany przez Niemców, ale udało się go wykupić z rąk gestapowców. Do wkroczenia wojsk radzieckich ukrywał się w sanatorium w Otwocku.
W 1987 r. pośmiertnie otrzymał tytuł Sprawiedliwego wśród Narodów Świata.
„Za tak szlachetny czyn, dzięki któremu ocaliłem swoje życie, zachowałem dla p. Czesławy Imiołek dozgonną wdzięczność, której daję publiczny wyraz w niniejszym oświadczeniu”.
—Leon Weinstein
Imiołkowie podczas okupacji mieszkali w Warszawie, ledwo wiążąc koniec z końcem. Antoni Imiołek chorował na gruźlicę, nie mógł więc podjąć stałej pracy. Cały ciężar utrzymania rodziny spoczywał na jego żonie Czesławie, która pracowała jako pomoc domowa u zamożnych ludzi.
Pomimo trudnych warunków materialnych i terroru hitlerowskiego zdecydowali się, na prośbę znajomej, przyjąć pod swój dach dwoje Żydów – Leona Weinsteina oraz Bronisławę Szafran, uciekinierów z getta.
Imiołkowie przygotowali dla nich w piwnicy kryjówkę, zamaskowaną pryzmą węgla. W nocy Żydzi spali w mieszkaniu, zaś w dzień, zwłaszcza w chwilach zagrożenia, chronili się w piwnicy.
Pewnego dnia, niedługo przed zajęciem Pragi przez wojska sowieckie, Leon Weinstein wyszedł na spacer. Imiołkowie niepokoili się, ponieważ długo nie wracał. Marianna, ich 11-letnia córka, pobiegła na rondo Waszyngtona, gdzie wśród tłumu mężczyzn spędzonych przez Niemców zauważyła Weinsteina. Krzycząc: „Wujku, ja ciebie szukam, chodź do domu, mama czeka z obiadem”, podbiegła do Leona i wyciągnęła go z tłumu, pilnowanego przez uzbrojonych hitlerowców.
Leon Weinstein i Bronisława Szafran przetrwali wojnę w domu Imiołków.
Cała rodzina została uhonorowana medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
„Pani Loda Komarnicka zginęła o świcie – rozstrzelana w obcym mieście, za cudzą sprawę, w nie swojej sukience pożyczonej na wyjazd, gdyż już swoje oddała potrzebującym”. —Z relacji Marii Jiruskiej
Całe swoje okupacyjne życie poświęciła ratowaniu ludzi skazanych na Zagładę; pomogła w ucieczce z getta i uratowała dziesiątki ludzi (należała do środowiska narodowo-konserwatywnego). W czasie okupacji współpracowała z zaangażowaną w pomoc ukrywającym się Żydom Ireną Sawicką – wraz z nią zajmowała się m.in. dostarczaniem fałszywych dokumentów. Brała również udział w szmuglowaniu do getta żywności i prasy podziemnej.
Na podstawie książki Haliny Robinson „A cork on the waves” Marian Kałuski napisał: „Pod koniec tego roku Lina wraz z rodziną znalazła się w getcie warszawskim (mieszkali w Małym Getcie), skąd w wieku 14 lat uciekła na stronę polską Warszawy 17 września 1942 r. Pomaga jej w tym i pierwszej pomocy udziela Polka – Loda Komarnicka, która później zginęła z rąk oprawców niemieckich za ratowanie Żydów”.
By jej podopieczny mógł wychodzić poza mieszkanie, a nie tylko siedzieć w ukryciu, chłopca o „bardzo złym wyglądzie” przebierała za kobietę. Wkładała mu kapelusz z szerokim rondem i wyprowadzała na wieczorny spacer, aby mógł pooddychać świeżym powietrzem. Rozstrzelana w Łowiczu, do którego pojechała, by zdobyć pieniądze dla żydowskiego podopiecznego.
Jako 17-letni chłopiec walczył w obronie Lwowa, potem, w 1920 roku , w czasie wojny polsko-bolszewickiej służył jako ochotnik w 29. Pułku Strzelców Kaniowskich, w 1921 roku uczestniczył w trzecim powstaniu śląskim. Podczas okupacji niemieckiej był współtwórcą Polskiego Państwa Podziemnego i członkiem Komendy Głównej Armii Krajowej.
Dowodził Kierownictwem Walki Cywilnej (KWC), które zajmowało się m.in. propagowaniem wśród Polaków sabotażu bez użycia broni oraz biernego oporu społeczeństwa wobec okupanta, piętnowało rodaków współpracujących z Niemcami, wymierzając im kary od utraty czci po karę śmierci. Na łamach „Biuletynu Informacyjnego” informowano o zarządzeniach Polskiego Państwa Podziemnego, przekazywano informacje na temat tego, co dzieje się w kraju i za granicą. Autorzy „Biuletynu” zachęcali również Polaków do pomocy, zarówno Żydom przebywającym w getcie, jak i ukrywającym się po aryjskiej stronie. Radiostacja Świt na bieżąco przekazywała do rządu w Londynie informacje na temat sytuacji żydowskiej w Polsce.
Stefan Korboński był ostatnim delegatem na kraj rządu emigracyjnego w Londynie do momentu aresztowania go wraz z żoną przez NKWD (28.06.1945 r.). Został zwolniony z więzienia po powstaniu Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej. Powrócił do praktyki adwokackiej, zaangażował się w działalność polityczną PSL Stanisława Mikołajczyka. Zagrożony ponownym aresztowaniem w 1947 r. uciekł wraz z żoną do Stanów Zjednoczonych.
W 1980 roku został odznaczony medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
„Nasza rozmowa była krótka. Zapytała, czy pomogę jej ratować dzieci. Nie mogłem odmówić, powiedzieć, że się boję, kobiecie starszej od mojej matki, którą w dodatku tak szanowałem”.
—Władysław Bartoszewski
Przed wojną była silnie związana z ruchem katolików świeckich – Akcją Katolicką – zmierzającym do przeniesienia wartości chrześcijańskich do życia publicznego. Znany powszechnie był jej negatywny stosunek do Żydów, któremu dawała wyraz w swoich artykułach.
W czasie okupacji Kossak-Szczucka przewodniczyła niewielkiej, ale bardzo czynnej katolickiej organizacji społeczno-wychowawczej – Front Odrodzenia Polski. W latach 1939-1941 współredagowała pismo podziemne „Polska żyje”, a od 1942 r. redagowała „Prawdę”. Razem z grupą współpracowników prowadziła działalność opiekuńczą, która obejmowała także Żydów: dostarczała podopiecznym lewe papiery, umieszczała kobiety i dzieci w domach zakonnych. Teresa Prekerowa pisała o jej ówczesnej postawie: „Ukrywająca się od początku okupacji Zofia Kossak nie miała żadnych wahań, gdy w grę wchodził problem pomocy jej zdaniem niezbędnej; potrafiła sama pojechać po zagrożone dziecko żydowskie do Krakowa, a do różnych niebezpiecznych akcji włączyć – gdy było trzeba – własną rodzinę”. Wydarzenia wiosny 1942 r., kiedy masowo wywożono Żydów z warszawskiego getta do obozów zagłady, uzmysłowiły Kossak-Szczuckiej, jak niewielka jest pomoc kilkunastoosobowej grupy ludzi związanej z FOP w porównaniu z lawinowo rosnącymi potrzebami. Wtedy to FOP wydał ulotkę pt. „Protest” napisaną przez Kossak-Szczucką. Niemożność sprostania potrzebom osób oczekującym pomocy spowodowała rozwinięcie szerszej akcji społecznej, która w dalszej perspektywie zaowocowała powstaniem „Żegoty”.
W 1943 roku przez przypadek została aresztowana. Znaleziono przy niej sfałszowaną kenkartę, więc Niemcy nie wiedzieli, kogo złapali. Była przesłuchiwana i torturowana, ale nic nie powiedziała. Wysłano ją do obozu koncentracyjnego w Birkenau. Następnie przewieziono ją chorą na tyfus z powrotem do Warszawy, na Pawiak, ponieważ Niemcy zorientowali się, kim naprawdę jest. Została skazana na karę śmierci. Na kilka dni przed powstaniem warszawskim udało się ją wykupić z rąk Niemców.
W 1982 r. Zofia Kossak-Szczucka została uznana przez państwo Izrael za Sprawiedliwego wśród Narodów Świata i jej imię figuruje w Alei Sprawiedliwych w ogrodzie Yad Vashem w Jerozolimie.
„Maria Bielecka opowiedziała o tym spotkaniu z Żydami swojej mamie. Mama bardzo długo milczała. A kiedy w końcu się odezwała, zaczęła cytować Biblię. Powiedziała, że jej brat i szwagier zachowują się tak, jak przystało na chrześcijan. »Prawda, mogą za to zapłacić głową swoją, moją i twoją. Trudno. Zrozum, tak musi być« – stwierdziła i zabroniła córce o tym mówić”.
—Przemysław Kucharczak
Adam i Bronisława Kowalscy pomagali ukrywać w Ciepielowie dwoje Żydów – Elkę Cukier i jej narzeczonego Bereka Pinchesa – swojemu szwagrowi Piotrowi Obuchowi.
6 grudnia 1942 roku niemiecka żandarmeria otoczyła domy obu rodzin. Adama Kowalskiego wraz z żoną i dziećmi – szesnastoletnią Janiną, dwunastoletnią Zofią, sześcioletnim Stefanem, czteroletnim Henrykiem oraz rocznym Tadeuszem – przeprowadzono do drewnianego domostwa Obuchów. Niemcy starannie zamknęli drzwi, otoczyli budynek, następnie podpalili dom, który natychmiast zamienił się w płonącą pochodnię. Ze środka udało się uciec na podwórze prawdopodobnie mocno już poparzonej Janinie Kowalskiej. Żandarmi zastrzelili ją i, ciągnąc za warkocz, wrzucili z powrotem do płomieni.
Nie wiadomo, w jaki sposób Niemcy dowiedzieli się o ukrywanych Żydach.
W sumie 6 i 7 grudnia 1942 roku w Ciepielowie i pobliskiej Rękówce za pomoc i ukrywanie Żydów spalono lub zastrzelono trzydzieści trzy osoby. Oprócz rodziny Kowalskich zamordowano sześcioosobową rodzinę Obuchiewiczów (w tym siedmiomiesięczne dziecko), czternaście osób z rodziny Kosiorów (w tym pięcioro dzieci poniżej 15. roku życia: ośmioletniego Jana, pięcioletniego Mieczysława, czteroletniego Mariana, trzyletnią Teresę oraz 13-letnią Henrykę Kordulę, która przypadkowo znalazła się w domu Kosiorów) oraz Piotra Skoczylasa z ośmioletnią córką Leokadią.
Przed I wojną światową była znana z działalności w polskim ruchu socjalistycznym. Brała między innymi udział jako członkini Organizacji Bojowej PPS w zamachu na generała – gubernatora warszawskiego Gieorgija Skałona, po czym zbiegła do Galicji.
W czasie okupacji jako przedstawicielka Polskiej Organizacji Demokratycznej razem z Zofią Kossak-Szczucką była współtwórczynią Tymczasowego Komitetu Pomocy Żydom przekształconego później w Radę Pomocy Żydom. Miała szerokie kontakty jako żona pracownika służby dyplomatycznej
w II Rzeczypospolitej i dzięki temu miała możliwość bezpośrednich rozmów z przedstawicielami Delegatury Rządu o potrzebie podjęcia zorganizowanej akcji ratowania Żydów.
O dniu, w którym zginął profesor Raszeja, tak napisał w „Śmierci miasta” Władysław Szpilman: „Po południu zaszedł wypadek, który wstrząsnął opinią całej Warszawy, po obu stronach murów; znany polski chirurg Raszeja został wezwany do getta, aby dokonać trudnej operacji. Przy wejściu otrzymał przepustkę od komendy żandarmerii niemieckiej w Warszawie, lecz kiedy przybył na miejsce i rozpoczął zabieg, do mieszkania wtargnęli esesmani, zastrzelili chorego leżącego na stole operacyjnym pod narkozą, potem prowadzącego operację Raszeję i wszystkich znajdujących się w mieszkaniu domowników”.
Studiował medycynę w Münster, Krakowie i Poznaniu, pracował w klinice uniwersyteckiej w Poznaniu. Habilitował się w 1931 r., a w 1936 r. otrzymał tytuł profesora. Słynął z tego, że udzielał pomocy wszystkim potrzebującym.
W czasie wojny pracował jako lekarz w Warszawie i nauczał na tajnym
Uniwersytecie Warszawskim. Nawiązał kontakt z zamkniętym w warszawskim getcie profesorem Ludwikiem Hirszfeldem i zorganizował akcje krwiodawstwa na rzecz ludności żydowskiej.
21 lipca 1942 r. pojechał do mieszkania na ul. Chłodnej 20 w getcie, by zająć się pacjentem. Kiedy Niemcy wkroczyli do mieszkania, zapytali lekarza, czy wie, że operuje Żyda. Profesor powiedział, że jest mu wszystko jedno, kto jest jego pacjentem. Został zamordowany przez gestapowców wraz ze swoim pacjentem, jego rodziną, żydowskimi lekarzami, którzy asystowali przy operacji, oraz pielęgniarką.
Pośmiertnie instytut Yad Vashem uhonorował go tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
Katarzyna Meloch wspomina okres pobytu u Jadwigi Sałek–Deneko: „Wyszłam z getta w upalne lato (1942 r.). Z mieszkania na Kole pamiętam ogromne pomidory dojrzewające na oknie w słońcu. Rzuciły mi się one w oczy, gdy przyszłam z zamkniętej dzielnicy, w której nie myślało się o tym, czy jest lato, czy zima. Jadwiga Deneko nie tylko konspirowała i ukrywała Żydów, ona także uprawiała działkę [...]. Jadwiga Deneko postarała się o to, aby zabrano mnie do zakładu jak najbardziej oddalonego od Warszawy; tak trafiłam do Turkowic [...]. Żyję dzięki niej i dzięki siostrom zakonnym”.
Urodziła się w Łodzi. W 1933 r. wyjechała do Warszawy, gdzie pracowała w zakładzie wychowawczym Nasz Dom. Podczas okupacji pomagała Żydom i aktywnie działała w organizacji Polskich Socjalistów. W 1943 r. została kierowniczką punktu kolportażu konspiracyjnej prasy, który 25 listopada 1943 r. został odkryty przez Niemców. Podczas rewizji oprócz prasy znaleziono ukrywającą się w mieszkaniu rodzinę żydowską. 6 stycznia 1944 r. Jadwigę Sałek-Deneko stracono w ruinach getta wraz z 11 Żydówkami o nieustalonych danych.
Pośmiertnie została odznaczona medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
„…pragnę jak najmocniej podkreślić, że nie my, ratujący, jesteśmy jakimiś bohaterami – te słowa nawet bardzo mnie drażnią. Odwrotnie – ciągle mam wyrzuty sumienia, że tak mało zrobiłam”.
Przed wojną mieszkała wraz z rodzicami w Otwocku. Jak sama twierdzi, z domu wyniosła szacunek dla ludzi i nakaz niesienia pomocy potrzebującym. Jej ojciec był lekarzem, którego pacjentami była uboga ludność żydowska.
W czasie okupacji Sendlerowa mieszkała w Warszawie i pracowała w Zarządzie Miejskim w Wydziale Opieki Społecznej. Od momentu powstania „Żegoty” bardzo ściśle z nią współpracowała. W 1943 r. została kierowniczką Referatu Dziecięcego Rady Pomocy Żydom. Dysponowała przepustką do getta, która pomagała jej w wyprowadzaniu żydowskich dzieci z dzielnicy zamkniętej. Po stronie aryjskiej miała kilka mieszkań, gdzie przejściowo umieszczano uratowanych przed przeniesieniem do sierocińców lub polskich domów.
„Wiozłam kiedyś takiego zapłakanego, zrozpaczonego chłopczyka do innych już opiekunów, a on wśród łez i szlochu pytał mnie: »proszę pani, ile można mieć mamuś, bo ja już jadę do trzeciej«”.
20 października 1943 r., w dniu swoich imienin, została aresztowana przez gestapo i skazana na śmierć. Wyroku nie wykonano, ponieważ dzięki wysokiej łapówce wpłaconej przez „Żegotę” udało się wpisać nazwisko Sendlerowej na listę osób, na których wyrok został już wykonany i wydostać ją z rąk gestapo. Do końca wojny ukrywała się pod fałszywym nazwiskiem, ale nie zaprzestała działalności. Wspólnie ze swoimi współpracownicami z Referatu Dziecięcego Rady Pomocy Żydom uratowała ok. 2500 dzieci.
W 1965 r. została odznaczona medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
Głową rodziny był Józef Ulma pochodzący z ubogiej chłopskiej rodziny. Ukończył czteroklasową szkołę powszechną, a w wieku 29 lat rozpoczął roczny kurs w szkole rolniczej. W Markowej wprowadzał nowatorskie rozwiązania w dziedzinie ogrodnictwa, pszczelarstwa i hodowli jedwabników. Pasjonował się fotografią. Wykonał tysiące zdjęć dokumentujących życie markowian – występy chóru, orkiestry, przedstawienia teatralne. Przy każdej okazji fotografował też swoją rodzinę – podczas zwykłych zajęć domowych, pracy na polu, ale także uroczystości rodzinnych. Jego żona Wiktoria także urodziła się w Markowej i pochodziła z biednej rodziny. Zajmowała się domem i dziećmi, uczestniczyła także w kursach w Wiejskim Uniwersytecie Orkanowym w Gaci. W ciągu siedmiu lat Ulmom urodziło się sześcioro dzieci. W 1944 r. Stasia miała siedem lat, Basia sześć, Władzio pięć, Franek trzy, Antoś dwa lata, a Marysia rok. W chwili śmierci Wiktoria Ulma była w dziewiątym miesiącu ciąży.
Ulmowie w swoim niewielkim gospodarstwie ukrywali ośmioro Żydów – pięciu mężczyzn z rodziny Szallów (ojca i czterech synów), dwie kobiety (Laykę i jej siostrę Gołdę Goldman) oraz jedno dziecko (prawdopodobnie córkę Layki). Zginęli, ponieważ ktoś przekazał żandarmerii niemieckiej informację o miejscu ukrycia jednej z rodzin. W zamordowaniu rodziny brało udział czterech żandarmów i od czterech do sześciu granatowych policjantów, którzy następnie obrabowali obejście. Na koniec na miejscu kaźni mordercy urządzili libację.
W 1995 r. instytut Yad Vashem przyznał pośmiertnie Józefowi i Wiktorii Ulmom medal i tytuł Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Trwa też proces beatyfikacyjny Józefa i Wiktorii i ich dzieci.
„Jan , który był w moich oczach uosobieniem odwagi i zimnej krwi, nie znosił roboty na wariata, pod hasłem – jakoś to będzie. Uznawał przede wszystkim dobrze przemyślaną strategię, hołdował nieubłaganej logice rozumowania, która pozwalała budować racjonalne perspektywy na przyszłość, poddane z kolei wielostronnym analizom”.
Antonina Żabińska w „Ten jest z ojczyzny mojej. Polacy z pomocą Żydom 1939 – 1945”, oprac. W. Bartoszewski, Z. Lewinówna, Kraków 1969, s. 86
Był wybitnym zoologiem i autorem książek o życiu zwierząt. Od 1929 roku do 1951 roku pełnił funkcję dyrektora Ogrodu Zoologicznego w Warszawie.
W czasie okupacji wstąpił do Armii Krajowej, brał udział w powstaniu warszawskim i dosłużył się stopnia porucznika. Ciężko ranny dostał się do niewoli w oflagu.
W 1939 roku zoo zostało silnie zbombardowane. Wiele zwierząt uciekło lub zginęło. Opustoszałe pomieszczenia Jan Żabiński wraz z żoną Antoniną wykorzystywał jako kryjówki dla uciekających z getta Żydów. Dyrektor ogrodu zoologicznego pomagał im również w znalezieniu schronienia u swoich znajomych.
Na początku dzięki posiadaniu przepustki mógł dostarczać swoim znajomym z getta pożywienie. Po pewnym czasie udało mu się wyprowadzić stamtąd m.in. żonę i córkę prof. Tenenbauma (zoologa). Później zgłaszali się do niego inni uciekinierzy. Opiekował się 25 osobami. Aby móc się opiekować tak liczną grupą osób, korzystał z pomocy „Żegoty”.
Działalność Jana Żabińskiego i jego żony Antoniny instytut Yad Vashem uhonorował w 1965 roku tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.