Brutalne bicie i puzzle donosów

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski wspomina represje, jakie spotkały go ze strony SB

Publikacja: 19.01.2009 14:17

Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, jeden z wielu duchownych prześladowanych w PRL, tym bardziej mając

Ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, jeden z wielu duchownych prześladowanych w PRL, tym bardziej mający prawo do zidentyfikowania agentów bezpieki

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

[b]RZ: Pamięta ksiądz pierwszy kontakt z funkcjonariuszami SB?[/b]

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: To było w 1982 roku, ale z wiedzy, jaką o mnie mieli, wynika, że interesowali się mną dużo wcześniej.

[b]Od czasów kleryckich angażował się przecież ksiądz w działalność podziemną, a od wstąpienia do seminarium jak każdemu klerykowi SB założyła księdzu teczkę personalną.[/b]

To było jeszcze wcześniej. W liceum byłem związany z ruchem oazowym ks. Franciszka Blachnickiego. SB penetrowała to środowisko, chciała np. wiedzieć, kto z oazowiczów wybiera się do seminarium. Ale o tym dowiedziałem się dopiero niedawno, trzy lata temu, gdy dostałem akta na swój temat z IPN.

[b]Co się stało w 1982 roku?[/b]

Zrobili mi dwie rewizje. Pierwszą w marcu. Byłem wówczas na szóstym roku w seminarium i miałem roczną praktykę w Chrzanowie. Wpadli do mnie do domu i dokładnie wszystko przeszukali. Wiedzieli, że mam bibułę, i jej szukali. Zabrali wydawnictwa podziemne, ale mnie nie zatrzymali. Władze liczyły się jeszcze z Kościołem, niemniej kard. Macharski przeniósł mnie na inną parafię. W sierpniu byłem na pieszej pielgrzymce na Jasną Górę. W mojej grupie szli ze sztandarami działacze „Solidarności”. Gdy tylko wróciłem do domu, miałem drugą rewizję. Przekopali cały dom. Zabrali bibułę. Zawieźli mnie na komendę wojewódzką milicji, ale odmówiłem składania zeznań. W tym czasie interweniowała już kuria i po kilku godzinach mnie wypuszczono.

[b]Rok później spotkała księdza kolejna szykana – odmowa paszportu.[/b]

Tak, w 1983 roku, od razu po skończeniu seminarium, zostałem skierowany na studia do Rzymu. Ale nie wyjechałem, bo nie dostałem paszportu. Na decyzji odmownej podano tylko numer paragrafu, nic więcej. Sprawdziłem. Paragraf brzmiał: „z powodu niepłacenia alimentów i innych ważnych powodów społecznych”.

[b]...?[/b]

Byłem tym „ważnym powodem społecznym”. Kardynał Macharski kazał składać odwołania, licząc, że wcześniej czy później dadzą, ale nie skutkowało. Przez cztery lata odpowiadano mi tak samo: „podtrzymujemy poprzednią odpowiedź”. Aż do 1989 roku nie mogłem wyjechać za granicę.

[b]A nie miał ksiądz propozycji: damy paszport, ale za współpracę?[/b]

Nie, nie proponowano mi tego. Oni mieli moją charakterystykę sporządzoną przez TW i w jednostce kleryckiej, gdzie służyłem dwa lata, i w seminarium – o czym dowiedziałem się niedawno – i wiedzieli, że na to bym się nie zgodził. W 1984 roku moja koleżanka z liceum, która, jak się później dowiedziałem, pracowała w SB (jak dwaj inni koledzy licealni), ostrzegła mnie, że jestem inwigilowany przez SB. Zrobiła to, narażając się na poważne konsekwencje, gdyby wyszło to na jaw. Ona była też jedyną osobą, która w 1990 roku złożyła w prokuraturze zeznania, gdy prowadzono sprawę mojego pobicia.

[b]Jej ostrzeżenie nie podziałało jednak na księdza. Coraz mocniej wiązał się ksiądz z podziemną „Solidarnością”, z ks. Kazimierzem Jancarzem, słynnym duszpasterzem ludzi pracy z Krakowa-Mistrzejowic.[/b]

Byłem młodym człowiekiem, myślałem o milicjantach jak o tych z licznych dowcipów. Ja ich, przyznaję, trochę lekceważyłem. Nieraz rozmawialiśmy z Jancarzem, że jesteśmy inwigilowani, że mamy podsłuchy, może ktoś filmuje, lecz nic więcej.

[b]Ale w 1984 roku, kiedy dostał ksiądz ostrzeżenie, zamordowano ks. Popiełuszkę.[/b]

Ostrzeżenie dostałem jeszcze przed porwaniem Popiełuszki. Z powodu podsłuchów czasem z Jancarzem pisaliśmy coś na kartkach, chodziliśmy rozmawiać do lasu. Jancarz bardzo się pilnował – nigdzie nie wyjeżdżał, a jeżeli już, to zawsze z obstawą, z plebanii szedł do kościoła łącznikiem. Ja dalej chodziłem swobodnie, przyjeżdżałem do Mistrzejowic z drugiego końca miasta, bo gdzie indziej byłem na parafii. Mnie się wydawało, że mną się specjalnie nikt nie interesuje.

[b]Aż do 1985 roku i dwóch pobić.[/b]

Tak, Jancarz miał wyrzuty sumienia, że to z jego powodu zostałem pobity. Do niego nie mogli się dobrać, to zaatakowali mnie. Jest w tym trochę prawdy. Napastnicy wypalili mi papierosami na skórze „V” – to był czytelny znak. Jancarz przyjął to jako ostrzeżenie.

[b]Po raz pierwszy pobito księdza w kwietniu 1985 roku. Jak to było?[/b]

Była Wielka Sobota. Wróciłem wieczorem z Mistrzejowic po uroczystościach religijnych. Poszedłem do piwnicy kamienicy, w której mieszkałem, bo tam trzymałem paczki z bibułą. Nie były to duże ilości, to były głównie maszynopisy do druku, które woziłem i przywoziłem z Mistrzejowic. Często to robiłem, no i dowiedzieli się. Gdy zszedłem do piwnicy, widziałem, że ktoś się w niej kręci. W pierwszej chwili myślałem, że to może złodzieje. Ale dmuchnięto mi gazem w oczy. Zostałem poparzony papierosami. Potem Jerzy Urban ogłosił, że jestem chory na padaczkę, dlatego się przewróciłem i poobijałem.

[b]Ksiądz zgłosił sprawę do prokuratury.[/b]

Moim pełnomocnikiem był mecenas Andrzej Rozmarynowicz. Zachęcał mnie usilnie, by nie pozwolić na umorzenie przez prokuraturę sprawy, bo są w niej ewidentne matactwa. Skontaktował mnie z mecenasem Janem

Olszewskim, który podjął się dalszego prowadzenia sprawy. Byłem z nim umówiony 4 grudnia w Warszawie, miałem już kupiony bilet.

[b]Ale w nocy z 3 na 4 grudnia zjawili się funkcjonariusze SB w przebraniu sanitariuszy?[/b]

Obudził mnie dzwonek do drzwi. Uchyliłem, a tam młoda sanitariuszka, obok sanitariusz. Powiedzieli, że proboszcz mieszkający w willi obok domku, w którym mieszkałem z innym, starszym księdzem, miał zawał, leży w karetce i potrzebne jest ostatnie namaszczenie. Kiedy otworzyłem drzwi, oni wpadli do mieszkania, zakneblowali mi usta. Próbowali wyciągnąć mnie z mieszkania. Doszło do szarpaniny. Wykręcili mi ręce i założyli pętlę na szyję, tak że każde poruszenie rąk powodowało, że się podduszałem.

[b]To znamy z kasety z wizji lokalnej, jaką przeprowadzono w 1986 roku, jakiś czas po napadzie.[/b]

Byłem święcie przekonany, że już z tego nie wyjdę, że mnie zatłuką. Ale prawdopodobnie ktoś ich spłoszył – naprzeciwko była jednostka wojskowa. Rano jakoś wyczołgałem się z mieszkania. Siostry, które mieszkały w sąsiadującym budynku klasztornym, zobaczyły mnie i rozcięły więzy oraz pętlę. Wezwały natychmiast milicjantów. Na kasecie, którą zobaczyłem po raz pierwszy trzy lata temu, jest też jeszcze jedno nagranie – wykonane właśnie po przybyciu milicji. Widać na niej, że mówię coś zakrwawiony.

[b]Sprawców napadu, oczywiście, nie wykryto.[/b]

Sprawa ciągnęła się prawie rok, była wizja lokalna, ślady, ale sprawę umorzono. Wszczęto ją dopiero w 1991 roku. Trwała do 1995 roku. Była prowadzona prawidłowo, ustalono z dużym prawdopodobieństwem, że sprawcami pobicia byli funkcjonariusze SB, ale, niestety, ich nazwisk nie udało się ustalić.

[b]Czy SB szykanowała także księdza bliskich?[/b]

Moją mamę, która była wicedyrektorką liceum, zmuszono do odejścia na wcześniejszą emeryturę. W lutym 1987 roku skończyła 55 lat i od razu w dniu urodzin wręczono jej dokument o przeniesieniu na emeryturę. Nie pozwolono jej przedłużyć umowy, chociaż była opiekunką klasy maturalnej, z dnia na dzień musiała opuścić budynek szkoły. Powiedziano jej wyraźnie, że chodzi o moją postawę.

[b]A inni członkowie rodziny?[/b]

W dokumentach IPN są informacje o inwigilacji moich dwóch sióstr, ale nie wiem na ten temat nic więcej. Zachował się natomiast raport na temat mojego psa.

[b]Psa?[/b]

Tak. Kupili mi go dla ochrony hutnicy. To było po drugim pobiciu, w grudniu 1985 roku. Jeden z TW dostał od funkcjonariusza SB polecenie opisania psa: jakiej jest rasy, czy jest szkolony. Dla SB to były bardzo ważne wiadomości. W dokumentach znajduję wiele takich informacji – z pozoru bzdurnych, na przykład, jak się wabi pies, ale gdy się je wszystkie poskłada w całość, ułoży jak puzzle, to okazuje się, że miały one dla SB wielką wartość. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, jak szczegółowa była ta inwigilacja. I nie przypuszczałem, że wśród TW są księża. To było dla mnie największym zaskoczeniem.

[b]RZ: Pamięta ksiądz pierwszy kontakt z funkcjonariuszami SB?[/b]

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: To było w 1982 roku, ale z wiedzy, jaką o mnie mieli, wynika, że interesowali się mną dużo wcześniej.

Pozostało 98% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!
Materiał Promocyjny
Polscy przedsiębiorcy coraz częściej ubezpieczeni