[b]Rz: Czy teraz, gdy strona polska bardzo stanowczo przedstawiła kwestie mniejszości na Polsko-Litewskim Zgromadzeniu Parlamentarnym, mamy kryzys w stosunkach dwustronnych? [/b]
[b]Rimvydas Valatka:[/b] To na pewno nie kryzys. Do takiej sytuacji wcześniej czy późnej musiało dojść. Przez 19 lat na sprawy mniejszości narodowych przymykano oczy, no a teraz stanowczo powiedziano, że muszą wreszcie być rozwiązane. Ja nie rozumiem, dlaczego przez tyle lat nie potrafiono rozwiązać tych problemów. To dotyczy zarówno problemów polskiej mniejszości na Litwie, jak i litewskiej w Polsce.
[b]Naprawdę nie ma odpowiedzi na pytanie, dlaczego przez tyle czasu nie udało się rozwiązać problemów polskiej mniejszości na Litwie? [/b]
Chciałbym wyraźnie powiedzieć, że rozwiązanie tych spraw nie stworzyłoby dla Litwy żadnych problemów. Nie rozumiem, dlaczego na przykład ma mi przeszkadzać, że w dowodach moich sąsiadów Polaków ich nazwiska byłyby wpisane po polsku albo że w niektórych miejscowościach pojawiłyby się tabliczki z nazwami ulic po polsku. To żaden problem dla Litwy.
Problemem natomiast jest, że z każdą kadencją naszego Sejmu spada jego poziom intelektualny. To, że trzeba rozwiązać problemy mniejszości, rozumieli i rozumieją prezydenci, premierzy, przewodniczący parlamentu, którzy prowadzą bezpośrednie negocjacje z Polską. Jednak po złożeniu obietnic, że te sprawy zostaną rozstrzygnięte, i gdy odpowiednie projekty ustaw trafiają do Sejmu, zaczynają się problemy. Mamy na Litwie działaczy, którzy myślą kategoriami sprzed 1939 roku. Dla nich „w” w dowodzie osobistym rzeczywiście stwarza problem. Zaczynają więc aktywnie działać. A ponieważ do Sejmu po każdych wyborach trafia masa nowych posłów, którzy nie potrafią myśleć strategicznie, więc na wszelki wypadek, aby – powiedzmy – podczas następnych wyborów nie stracić jakieś 3 procent głosów, odkładają tę sprawę dla następnego Sejmu.