Ranni leżą wśród zmarłych

Ludzie nie mogą już wytrzymać odoru rozkładających się ciał. Ciężarówki zwożą stosy zwłok do masowych grobów

Aktualizacja: 16.01.2010 19:30 Publikacja: 15.01.2010 20:10

Ranni leżą wśród zmarłych

Foto: AFP

[b][link=http://www.rp.pl/artykul/419646.html]JAK POMÓC POSZKODOWANYM[/link][/b]

Guillaume Andre Siemieński pracował w misji ONZ w Port-au-Prince. Od wtorku, gdy na Haiti zatrzęsła się ziemia, rodzina nie miała z nim żadnego kontaktu. W piątek wieczorem nadeszła wiadomość, że 55-letni Polak nie żyje.

Śmierć pracownika ONZ potwierdziła polska konsul w Bogocie Mirosława Kubas--Paradowska.

Na Haiti jest syn nieżyjącego Polaka, który zabierze ciało ojca do Kanady, gdzie mieszka rodzina.

Haitańczycy, którzy spędzili już trzy doby pod gołym niebem, są coraz bardziej wściekli na rząd. – Koczujemy tu od trzech dni i nocy, ale nic dla nas nie zrobiono – skarżył się mieszkaniec Port-au-Prince Pierre Jackson. Od wtorku, kiedy doszło do katastrofalnego trzęsienia ziemi, opiekuje się matką i siostrą, która ma połamane nogi.[wyimek][link=http://www.icrc.org/familylinks][b]Strona Czerwonego Krzyża[/b][/link][/wyimek]

Z powodu braku lekarstw i podstawowego sprzętu medycznego wielu rannym grozi śmierć. Zagrożeni są głównie ludzie, którzy utracili dużo krwi. Ratownikom wciąż się udaje od czasu do czasu wydobyć spod gruzów kogoś żywego. – Przeżyłem 50 godzin w środku, 50 godzin! – wołał 47-letni Amerykanin Richard Santos, uratowany z ruin hotelu Montana. Spod gruzów wydobyto także Francuzkę, która natychmiast poprosiła ratowników o... kieliszek wina. – Niestety, nie mogliśmy jej poczęstować – powiedziała Rebecca Gustafson z Amerykańskiej Agencji ds. Rozwoju Międzynarodowego. Ratownicy cieszą się, gdy mogą dać ofiarom zwykłą wodę, której wszędzie brakuje.

[wyimek][link=http://www.rp.pl/temat/419442.html][b]Więcej o trzęsieniu ziemi[/b][/link][/wyimek]

[srodtytul]Koparki do zwłok[/srodtytul]

W niektórych częściach miasta pogrążeni w rozpaczy ludzie wznieśli na ulicach blokady z ciał ofiar. Protestują w ten sposób przeciw opieszałości władz w usuwaniu ciał z ulic.

W kostnicy Szpitala Ogólnego w Port-au-Prince są już zwłoki około 1500 osób. 7 tysięcy ofiar pochowano w masowych grobach. W nocy ładowano dziesiątki zwłok na łopatę koparki, która następnie zrzucała je na paki ciężarówek. Samochody odjeżdżały jeden po drugim, po napełnieniu ich ciałami. W szpitalach ranni z braku miejsca leżą pośród umarłych.

Kończą się zapasy worków do chowania zwłok. Władze wyraziły obawę, że rozkładające się w tropikalnym upale ciała mogą doprowadzić do wybuchu epidemii. Nad częścią ulic Port-au-Prince zaczął się unosić nieznośny odór.

– Grzebanie ofiar to jedna z najważniejszych form pomocy, jakich potrzebuje obecnie Haiti – oświadczył prezydent sąsiedniej Dominikany Leonel Fernandez.

Jak jednak podkreślił Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża, ciała zabitych w katastrofach naturalnych nie powodują zagrożenia epidemią. Czerwony Krzyż wezwał do wstrzymania organizowanych pośpiesznie masowych pogrzebów, gdyż uniemożliwią one ustalenie tożsamości ofiar.

Część mieszkańców miasta wywiozła ciała swoich krewnych na okoliczne wzgórza i tam urządziła im improwizowane pochówki.Inni rozkopywali groby na cmentarzach i wkładali do nich zabitych.

Ciało 28-letniej Brigitte Jean Baptiste jej rodzina umieściła w prowizorycznie skleconej trumnie i zawiozła taczkami na cmentarz. Kobietę wyciągnięto w czwartek żywą spod gruzów. Desperackie próby znalezienia lekarza zakończyły się jednak fiaskiem. – Mogli ją uratować, ale nie znaleźliśmy żadnej pomocy – skarżył się reporterom jeden z krewnych Brigitte.

Ambasador Meksyku na Haiti Everardo Suarez tłumaczył, że haitańskie władze nie mogą się zająć pochówkami wszystkich zabitych, gdyż mają pilniejsze problemy do rozwiązania, jak dostarczenie żywym wody, energii elektrycznej i pomocy medycznej.

– Kluczową sprawą będzie też zapewnienie bezpieczeństwa. Ludzie się boją wychodzić na ulice, bo wokół grasują wielkie bandy grabieżców – podkreślił.

Do większości potrzebujących nie dociera zagraniczna pomoc. Część statków z darami nie mogła zacumować w porcie w Port-au-Prince, bo uszkodzone są doki. Jednostki, którym się udało dobić do brzegu, rozładowano, ale na drodze stanęły ratownikom kolejne przeszkody. Ciężarówki nie mogą dojechać do potrzebujących, bo drogi są zatarasowane stertami gruzu i powalonymi drzewami.

Lotnisko w stolicy Haiti nie uległo zniszczeniu, ale kontenery z pomocą utknęły na pasach startowych. – Powstał tam zator, bo ulicami prowadzącymi do miasta nie da się przejechać – powiedział CNN Raymond Joseph, haitański ambasador w USA. Zaapelował do armii amerykańskiej, która przybywa na pomoc, by żołnierze przede wszystkim zajęli się odgruzowaniem dróg. – Niezbędny jest do tego ciężki sprzęt – podkreślił. Wybawieniem mogą też się okazać helikoptery.

Do brzegów Haiti dopłynął wczoraj amerykański okręt „Carl Vinson” z 19 śmigłowcami na pokładzie.

[srodtytul]Niektórym się udało[/srodtytul]

Załogi samolotów, które wylądowały w Port-au-Prince, donosiły, że na lotnisku nie ma odpowiedniego sprzętu do wyładunku. Wiele maszyn stało więc na ziemi, oczekując na wyładowanie, a tymczasem inne samoloty krążyły nad miastem, nie mogąc wylądować z powodu zatłoczenia na pasach.

Garstka Haitańczyków wydostała się tymczasem z wyspy na pokładzie samolotów czarterowych. 29-letnia Velina Charlier odleciała na Jamajkę wraz ze swoją jednomiesięczną córką na pokładzie maszyny wysłanej przez jej firmę – Digicel. Przedsiębiorstwo wynajęło mały samolot, by ewakuować z Haiti swoich kilkunastu pracowników.

Mieszkającej od półtora roku w Warszawie Carmeline Augustin (25 lat) udało się połączyć w czwartek z rodziną w Port-au-Prince. Zadzwoniła przez Internet na komórkę siostry. Usłyszała, że jej bliscy: mama, siostry, mąż jednej z sióstr i ich dziecko, żyją, choć dom, w którym mieszkali, został zniszczony.

Gdy pierwszy raz zatrzęsła się ziemia, siostra Carmeline była z maleńkim synkiem na pierwszym piętrze. W gruzach legły schody, więc zrzuciła dziecko babci, a potem sama jakoś zeszła na dół. Dom nie nadaje się do mieszkania. Wartościowe przedmioty rozlokowali po znajomych w obawie przed rabusiami.

Ojciec Carmeline, rozwiedziony z żoną, mieszka poza stolicą, ale przyszedł na piechotę do Port-au-Prince, by sprawdzić, czy kobieta żyje.

[b][link=http://www.rp.pl/artykul/419646.html]JAK POMÓC POSZKODOWANYM[/link][/b]

Guillaume Andre Siemieński pracował w misji ONZ w Port-au-Prince. Od wtorku, gdy na Haiti zatrzęsła się ziemia, rodzina nie miała z nim żadnego kontaktu. W piątek wieczorem nadeszła wiadomość, że 55-letni Polak nie żyje.

Pozostało 95% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!