Amerykanie są hojni, nic dziwnego, że pomagają

- To katastrofa na ogromną skalę bardzo blisko naszych granic - mówi "Rz" płk Robert B. Killebrew, za rządów Clintona organizował interwencję na Haiti

Aktualizacja: 16.01.2010 02:58 Publikacja: 16.01.2010 00:44

[b]"Rz": Prezydent Barack Obama obiecał 100 milionów dolarów pomocy i wysłał tysiące amerykańskich żołnierzy na Haiti. Powiedział także, że kryzys na Haiti to moment, w którym Ameryka powinna pokazać, że jest liderem. Stany Zjednoczone i Haiti nie były jednak dotąd najlepszymi sąsiadami. Sądzi pan, że trzęsienie ziemi będzie szansą na zupełnie nowe stosunki między tymi krajami?

Robert B. Killebrew:[/b] Nie ma pan racji, mówiąc, że nie byliśmy dotąd dobrymi sąsiadami. Z pewnością staraliśmy się być dobrymi sąsiadami, wydaliśmy miliony dolarów na rozwój tego kraju. Tysiące Amerykanów walczyło na Haiti z ubóstwem, chorobami i pomagało w budowie państwa. W USA mieszka też dziś wiele milionów Amerykanów, którzy przybyli z Haiti. Patrzymy więc na to trzęsienie ziemi jak na kataklizm, który zniszczył mały, przyjazny nam kraj, i oczywiście zrobimy wszystko co w naszej mocy, by pomóc.

[b]Dzięki zaangażowaniu takich gwiazd jak Brad Pitt, Angelina Jolie czy urodzonego na Haiti muzyka Wyclefa Jeana w ciągu zaledwie kilku dni udało się zebrać wiele milionów dolarów. Eksperci mówią o rekordzie i przekonują, że tak ogromnych kwot w tak krótkim czasie ludzie nie wpłacali jeszcze nigdy w historii. Dlaczego właśnie teraz Amerykanie są aż tak hojni? [/b]

Przede wszystkim dlatego, że to katastrofa na ogromną skalę bardzo blisko naszych granic. A Amerykanie są hojni. Wcale nie dziwi mnie więc fakt, że zarówno rząd, jak i prywatni darczyńcy są gotowi wydać bardzo dużo pieniędzy na wsparcie tego kraju. Główne pytania, które musimy sobie teraz zadać, to jak szybko możemy sprowadzić pomoc dla ofiar trzęsienia ziemi i jak potem mielibyśmy wspierać ludzi w odbudowie państwa. Haitańczycy to bowiem wspaniali, ciepli ludzie, ale dotąd mieli trudności w tworzeniu stabilnego rządu, trwałego systemu politycznego czy państwa prawa. Właśnie z tego powodu na Haiti obecna jest misja ONZ, która przybyła, gdy jeszcze ja tam byłem, czyli w 1994 roku.

[b]Wiadomo, że kraje, które po tsunami błyskawicznie otrzymały pomoc z USA, stały się proamerykańskie. Czy na tego typu operacje ratunkowe można też patrzeć jak na swego rodzaju działania public relations? [/b]

Wątpię, by ktokolwiek w tej chwili patrzył tak na tę tragedię. Jestem przekonany, że obecnie każdy skupia się na tym, by jak najszybciej dostarczyć pomoc tym, którzy jej potrzebują.

[b]Był pan jednym z oficerów, którzy organizowali interwencję Stanów Zjednoczonych na Haiti za czasów Billa Clintona. Obecnie amerykańscy żołnierze przejęli kontrolę nad lotniskiem i to oni odpowiadają za koordynację pomocy. Co w takiej sytuacji jest dla armii najtrudniejsze?[/b]

W przypadku każdego kryzysu najpierw trzeba zaprowadzić porządek. Haiti to suwerenny kraj, który ma własny rząd, i ani my, ani nikt inny nie może tam polecieć i przejąć kontroli nad państwem. Możemy jednak pomóc w stworzeniu systemu transportu. Wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, ale to równie ważne zadanie jak dostarczenie ofiarom lekarstw czy żywności. Na Haiti zniszczone są drogi, mosty, porty i lotniska i dlatego w ciągu najbliższych dni najważniejsze będzie stworzenie systemu dystrybucji pomocy. Dopiero potem będzie można zacząć dostarczać pomoc. A dla ludzi, którzy ucierpieli w wyniku kataklizmu, każdy dzień zwłoki jest niezwykle frustrujący.

[b]Jeszcze przed trzęsieniem ziemi władze Haiti były słabe. Teraz zniszczony jest Pałac Prezydencki, parlament. W gruzach legło wiele urzędów. Jak wyobraża pan sobie przyszłość Haiti już po zakończeniu akcji ratunkowej? Czy rząd tego kraju będzie w stanie go odbudować? [/b]

Cóż… nie będzie miał wyjścia. Według wiadomości, które mamy, rząd Haiti wciąż działa, choć rzeczywiście wiele urzędów zostało zniszczonych. Oczywiście zajmie to ogromnie dużo czasu. Przypuszczam, że tylko akcja pomocy humanitarnej będzie trwała kilka miesięcy. Odbudowa kraju to zaś zadanie na lata. Trwała ona jeszcze, zanim doszło do trzęsienia ziemi, i ta tragedia oznacza ogromny krok wstecz. Jednocześnie jestem przekonany, że ci, którzy wcześniej byli zaangażowani w proces odbudowy państwa, teraz do tego wrócą. Ta faza będzie jednak trwała bardzo długo.

[b]"Rz": Prezydent Barack Obama obiecał 100 milionów dolarów pomocy i wysłał tysiące amerykańskich żołnierzy na Haiti. Powiedział także, że kryzys na Haiti to moment, w którym Ameryka powinna pokazać, że jest liderem. Stany Zjednoczone i Haiti nie były jednak dotąd najlepszymi sąsiadami. Sądzi pan, że trzęsienie ziemi będzie szansą na zupełnie nowe stosunki między tymi krajami?

Robert B. Killebrew:[/b] Nie ma pan racji, mówiąc, że nie byliśmy dotąd dobrymi sąsiadami. Z pewnością staraliśmy się być dobrymi sąsiadami, wydaliśmy miliony dolarów na rozwój tego kraju. Tysiące Amerykanów walczyło na Haiti z ubóstwem, chorobami i pomagało w budowie państwa. W USA mieszka też dziś wiele milionów Amerykanów, którzy przybyli z Haiti. Patrzymy więc na to trzęsienie ziemi jak na kataklizm, który zniszczył mały, przyjazny nam kraj, i oczywiście zrobimy wszystko co w naszej mocy, by pomóc.

Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!