– To się stało nagle – opowiada Mieczysław Chojnacki z osiedla Wielowieś w Tarnobrzegu, przy granicy z Sandomierzem. Pobiegł, by wyprowadzić z obory konia i świnie. – A tam woda po kolana. Nie udało mi się uratować zwierząt – rozpacza po stracie konia, który był jego źródłem utrzymania. Mężczyznę wraz ze starszymi rodzicami ewakuowali strażacy. Do amfibii wsiadali przez okno na piętrze, parter zalała już woda. – Nie ma tam już do czego wracać – wzdycha Chojnacki.
[srodtytul]Błagali o ratunek[/srodtytul]
Dramat na pograniczu Tarnobrzega i Sandomierza zaczął się rano. Woda przerwała wał w Koćmierzu, tuż przed Sandomierzem. W kilkanaście minut zalane zostały położone nad rzeką osiedla w Tarnobrzegu oraz prawobrzeżny Sandomierz. Pod wodą znalazło się ponad tysiąc domów, ewakuowano ponad 3 tys. ludzi. Ci, którzy w nocy nie zgodzili się na ewakuację, błagali o ratunek. Przenieśli, co mogli, na wyższe kondygnacje i wypatrywali pomocy, tak jak Anna Mielkina z córkami: kilkumiesięczną Zuzią i kilkuletnią Gabrysią. Strażacy ewakuowali je dopiero w południe. – Myśleliśmy, że nie będzie tak tragicznie – mówiła matka po przewiezieniu na suchy ląd.
[wyimek][b][link=http://www.rp.pl/galeria/2,2,482114.html]Zobacz więcej zdjęć[/link][/b][/wyimek]
Rozmiarami rozlewiska zaskoczony był prezydent Tarnobrzega Jan Dziubiński. – Po powodzi w 1997 r. poprawiliśmy obwałowania i nic nie wskazywało, że może dojść do takiej tragedii – mówił Dziubiński. Ale tym razem fala była potężna. Poziom Wisły w Sandomierzu wynosił 842 cm – o osiem więcej niż kiedykolwiek w historii.