Do sali wszedł uśmiech. To się na konferencjach Brazylii nie zdarza często. Dunga rozsiadł się za stołem w swoim za dużym płaszczu, nie ominął żadnego pytania, żartował.
Opowiadał, jak wielką ulgę czuje, bo mimo że pracuje z kadrą prawie cztery lata, to presja przed meczami poniewiera go coraz bardziej. Nawet o trzeciej już żółtej kartce Kaki mówił spokojnie.
– Martwi mnie to, ale nie dziwi. Kaka to piłkarz, który tworzy. Jakby był piłkarzem, który niszczy, to nie byłby tak karany za faule, bo niszczącym sędziowie wybaczają więcej – tłumaczył.
Trener kapral, który na złość wszystkim zamykał treningi, klął do mikrofonu, milczał, gdy uznawał, że odpowiedź jest poniżej jego godności, miał wczoraj wolne. Czy zniknął na dobre, to pokaże dopiero mecz z Holandią. Po awansie do ćwierćfinału Dunga chciał się podobać, tak jak jego Brazylia.
[srodtytul]Trener z kubkiem w ręce[/srodtytul]