Najgorszą rzeczą byłoby niespodziewane czy potajemne przeniesienie krzyża.
Pół roku temu huczało w stolicy, że drogowcy po cichu usuwają przydrożne krzyże, które upamiętniają ofiary wypadków. Urzędnicy tłumaczyli, że przykuwając uwagę kierowców, stanowią dodatkowe zagrożenie. Powoływali się na przepis [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=948ABCCCA2C80F6BD18D55006041FAE8?id=184778]ustawy o drogach[/link], który zabrania umieszczania w pasie drogowym przedmiotów niezwiązanych z ruchem (art. 39).
Smoleński krzyż (ze zniczami, kwiatami) stoi na skraju szerokiego chodnika Krakowskiego Przedmieścia, które jest obecnie raczej deptakiem, i na owe niebezpieczeństwa magistrat (jako zarządca ulicy) powoływać się nie może. Co więcej, wspomniany art. 39 pozwala zarządcy drogi lokalizować w uzasadnionych przypadkach urządzenia niezwiązane z drogą. Na razie chyba nikt o to formalnie o zgodę do władz miasta nie wystąpił, także harcerze, którzy zainstalowali krzyż. Wydaje się jednak, że także ewentualne zarządzenie o przesunięciu musiałoby mieć formę decyzji administracyjnej, z możliwością odwołana i skargi do sądu administracyjnego. Jednak krzyż jest chyba już na terenie prezydenckiej posesji, nie jest przy tym trwale z gruntem związany, więc może być przesuwany. To istotna okoliczność, zwłaszcza w razie prawniczego sporu.
Jeśli chodzi o teren ulicy, to miasto wykonuje na nim także funkcje właścicielskie. Zdaniem prof. Michała Kuleszy z Uniwersytetu Warszawskiego ten właścicielski element z prawnej perspektywy jest decydujący. Właściciel terenu ma prawo usunąć (przesunąć) obiekt postawiony na jego terenie bez jego zgody.
Gdyby krzyż stał na terenie zarządzanym przez Kancelarię Prezydenta, decyzja należałaby do niej (oczywiście w obrębie jej terenu).