– Sprawa jest skomplikowana, ale czułbym się znacznie lepiej, gdyby ani szef naszej dyplomacji, ani minister obrony nie wypowiadali się o tym, jaki wyrok w tej sprawie powinien zapaść jeszcze przed decyzją sądu – mówi dr Ireneusz Kamiński z Instytutu Nauk Prawnych PAN, ekspert Fundacji Helsińskiej. – Minister Radosław Sikorski z góry przesądzał, że był to tylko błąd żołnierzy, a nie zbrodnia. W państwie prawa, za jakie chce uważać się Polska, takie publiczne wypowiedzi nie powinny się zdarzać – twierdzi prawnik.

Jego zdaniem, sąd nie może otrzymywać tak wyraźnych sygnałów, czego oczekuje w toczącym się procesie władza wykonawcza, czyli rząd. – Gdyby to dziennikarz pozwolił sobie w opublikowanym artykule na przewidywanie, jaki wyrok wyda sędzia w tym głośnym procesie, groziłabym mu odpowiedzialność, o jakiej mówi art. 13 prawa prasowego. A ten zabrania wypowiadania się o wyroku, zanim orzeczenie I instancji zapadnie. Zatem tym bardziej politycy muszą być powściągliwi w „wyrokowaniu", jakie rozstrzygnięcie powinno zapaść na sali rozpraw. Nawet jeśli prawo wyraźnie nie zabrania im takich wypowiedzi - mówi dr Kamiński. – Słowa ministrów ważą bowiem więcej niż komentarz zwykłego dziennikarza.

Jak podkreśla, Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, kilka razy uznawał, że wysokiemu urzędnikowi państwowemu nie wolno przesądzać, jaki ma zapaść wyrok na sali sądowej. Może to bowiem wywierać nacisk na sąd i tym samym zagrażać prawu do rzetelnego procesu, jakie każdemu z nas przysługuje – dodaje.