Kampania limitowana

Kandydaci PO się burzą, bo partia na promocję pozwala im wydać mniej niż w 2007 r. Powód? Chce kupić billboardy

Publikacja: 18.08.2011 21:30

W wyborach 2007 r. prowadziło głównie kampanię centralną, teraz chce zwiększyć limity wydatków dział

W wyborach 2007 r. prowadziło głównie kampanię centralną, teraz chce zwiększyć limity wydatków działaczom w regionach

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

– Sprawa pieniędzy wywołuje większe wzburzenie, niż układanie list wyborczych – zdradza "Rz" polityk z władz PO. W partii Donalda Tuska postanowiono, że regiony dostaną na kampanię mniej niż cztery lata temu.

Każda partia może na wyborczą promocję wydać ok. 30 mln zł. Tak wynika z limitu ustalonego na podstawie kodeksu wyborczego. Nieoficjalnie wiadomo, że Platforma chce przeznaczyć 21 mln zł na kampanię ogólnokrajową. To pieniądze z partyjnej kasy. Reszta, czyli 9 mln zł, zostanie rozdysponowana między 16 regionalnych struktur partii. Tyle że to jedynie limit, bo regiony pieniędzy z centrali nie dostaną, muszą je same zebrać od kandydatów i znajomych.

Właśnie o ten limit burzą się partyjne doły. Będą mogły rozdysponować niespełna 30 proc. całej puli, a cztery lata temu miały ok. 40 proc., choć wtedy PO wydała na całą kampanię zaledwie milion mniej (29 mln zł). Koszty ogólnopolskie władze tłumaczą nagłą koniecznością zakupu billboardów i spotów.

Oszczędności odczuli już kandydaci, którzy dostają mniejsze niż w 2007 r. limity wydatków na indywidualną promocję. Ich przyznawanie właśnie trwa, robią to władze regionów.

 

W Łodzi kandydaci z trzech pierwszych miejsc na liście dostaną po ok. 23 tys. zł limitu. – Przy obecnych cenach to absolutnie niewystarczająca kwota. Nie ma szansy na rozwieszenie billboardów ani zrobienie spotów. Cztery lata temu na tym samym miejscu miałam ok. 35 tys. zł – mówi Iwona Śledzińska-Katarasińska, nr 2 na łódzkiej liście. Przyznaje, że wynika to z mniejszej niż w 2007 r. puli dla regionu.

Liderzy niektórych regionów pielgrzymują do marszałka Sejmu Grzegorza Schetyny (PO), licząc, że partia im dosypie, inni próbują interweniować u skarbnika Platformy.

– Uważam, że regiony powinny dostać wyższe limity. Będziemy prosić o to premiera – zapowiada Ireneusz Raś, lider małopolskiej PO.

Wskórają raczej niewiele. – Kampania jest dynamiczna i to, ile ostatecznie pieniędzy i w jakich proporcjach na nią wydamy, będzie wiadomo na jej finiszu – ucina dyplomatycznie Łukasz Pawełek, skarbnik PO.

Przyznawanie limitów na poselskie kampanie to także powód do lokalnych konfliktów. – Nie mam pretensji, ale może w ten sposób ktoś chce mnie odsunąć na boczny tor – mówi Jarosław Stolarczyk kandydujący z ostatniego miejsca na liście PO w Łodzi, któremu próg wydatków ustalono na 13,5 tys. zł. – To najniższy limit wśród parlamentarzystów.

Stolarczyk zamierza prosić zarząd krajowy o zmianę decyzji władz regionalnych. Sprawa limitów może być omawiana już podczas dzisiejszego posiedzenia zarządu.

Spore dysproporcje limitów są też na liście małopolskiej.

Kandydat z pierwszego miejsca może wydać ok. 70 tys. zł, z  drugiego – ok. 40 tys. zł, a z trzeciego – ponad 20 tys. – Uważam, że limity dla pierwszej trójki są zawyżone. Byłem przeciw takiemu podziałowi. Korzystniej na nim wychodzą obecni posłowie, a kandydaci z niższych miejsc nie bardzo mają za co robić kampanię – mówi Jarosław Gowin, sam zajmujący trzecie miejsce na liście PO w Krakowie.

Podział pieniędzy na kampanię trwa także w PiS. Nieoficjalnie wiadomo, że partia wyda na nią ok. 20 mln zł – o ok. 8 mln mniej niż w 2007 r.

Wtedy PiS prowadził głównie kampanię centralną. W efekcie zabrakło środków na plakaty i ulotki działaczy w terenie.

W tych wyborach na kampanię centralną PiS przeznaczy – według naszych informatorów – około połowy z limitu środków. Druga połowa, czyli ok. 10 mln zł, ma iść na kampanię w terenie, zwłaszcza w małych i średnich miastach.

– Przede wszystkim środki powinny trafić w teren, to kandydaci w okręgach najlepiej wiedzą, jak zmobilizować wyborców, jakie są potrzeby marketingowe i reklamowe – mówi "Rz" Jolanta Szczypińska, wiceszefowa Klubu PiS.

SLD zamierza na ogólnopolską kampanię przeznaczyć 8 – 10 mln zł. Drugie tyle mają zebrać z wpłat na fundusz wyborczy. Nie wykluczają też wsparcia regionów 2 milionami z kasy partii.

PSL na kampanię ogólnopolską zamierza wydać zaledwie  2 mln zł z partyjnej kasy, w regionach partia również liczy na wpłaty od kandydatów i ich sympatyków.

Ustawa o partiach mówi, że jedna osoba może w ciągu roku wpłacić na fundusz wyborczy nieco ponad 20 tys. zł.

– Sprawa pieniędzy wywołuje większe wzburzenie, niż układanie list wyborczych – zdradza "Rz" polityk z władz PO. W partii Donalda Tuska postanowiono, że regiony dostaną na kampanię mniej niż cztery lata temu.

Każda partia może na wyborczą promocję wydać ok. 30 mln zł. Tak wynika z limitu ustalonego na podstawie kodeksu wyborczego. Nieoficjalnie wiadomo, że Platforma chce przeznaczyć 21 mln zł na kampanię ogólnokrajową. To pieniądze z partyjnej kasy. Reszta, czyli 9 mln zł, zostanie rozdysponowana między 16 regionalnych struktur partii. Tyle że to jedynie limit, bo regiony pieniędzy z centrali nie dostaną, muszą je same zebrać od kandydatów i znajomych.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!