– Sprawa pieniędzy wywołuje większe wzburzenie, niż układanie list wyborczych – zdradza "Rz" polityk z władz PO. W partii Donalda Tuska postanowiono, że regiony dostaną na kampanię mniej niż cztery lata temu.
Każda partia może na wyborczą promocję wydać ok. 30 mln zł. Tak wynika z limitu ustalonego na podstawie kodeksu wyborczego. Nieoficjalnie wiadomo, że Platforma chce przeznaczyć 21 mln zł na kampanię ogólnokrajową. To pieniądze z partyjnej kasy. Reszta, czyli 9 mln zł, zostanie rozdysponowana między 16 regionalnych struktur partii. Tyle że to jedynie limit, bo regiony pieniędzy z centrali nie dostaną, muszą je same zebrać od kandydatów i znajomych.
Właśnie o ten limit burzą się partyjne doły. Będą mogły rozdysponować niespełna 30 proc. całej puli, a cztery lata temu miały ok. 40 proc., choć wtedy PO wydała na całą kampanię zaledwie milion mniej (29 mln zł). Koszty ogólnopolskie władze tłumaczą nagłą koniecznością zakupu billboardów i spotów.
Oszczędności odczuli już kandydaci, którzy dostają mniejsze niż w 2007 r. limity wydatków na indywidualną promocję. Ich przyznawanie właśnie trwa, robią to władze regionów.