Hiszpanka krąży po Europie

Wirus ładnej gry wciąż szaleje. Ale sami Hiszpanie jeszcze na tym w Euro 2012 nie skorzystali

Publikacja: 20.06.2012 02:46

Andres Iniesta gola w Euro 2012 wciąż nie strzelił, ale jego asysta dała Hiszpanii szczęśliwe, wymęc

Andres Iniesta gola w Euro 2012 wciąż nie strzelił, ale jego asysta dała Hiszpanii szczęśliwe, wymęczone zwycięstwo nad Chorwacją i awans do ćwierćfinału

Foto: AFP, Christof Stache

Europejski futbol żyje między Hiszpanią a Niemcami. To nie są tylko faworyci, to są wzory do naśladowania, dwie szkoły ładnej gry, imperia dobrze wymyślone i umacniane przez lata: talentem, pieniędzmi, wychowaniem młodzieży. Po rundzie grupowej wiemy już, że te dwa królestwa nie wejdą sobie w drogę wcześniej niż przed finałem. Ale wiemy też, że idą na to spotkanie ciężkim krokiem.

Obrońca tytułu czuje, jak to nazwał „El Pais", wagę purpury. Wszyscy chcą bić mistrza, który rządzi tak długo. Hiszpanie, ze swoją grą podań i bandą niby-pomocników i niby-napastników, wpuścili kilka lat temu wirusa w krwiobieg futbolu, unieruchamiając stare systemy alarmowe, zachęcając wszystkich do naśladowania. Dzięki temu mamy piękny turniej, z mnóstwem goli. Ale już powstają nowe przeciwciała, jeszcze nie zwycięskie, ale coraz mocniejsze.

A płaci za to Hiszpania, która w Euro jest tą samą drużyną, którą pamiętamy z mundialu w RPA. Jak napisał jeden z hiszpańskich komentatorów, tiki-taka wygląda inaczej, gdy się ją gra dla przyjemności, a inaczej, gdy ze strachu. Mistrzowie znów, jak w Afryce, męczyli się w rundzie grupowej, ryzykując nawet odpadnięcie, znów ich  ratował Iker Casillas interwencjami nie z tej ziemi i trener Vicente del Bosque świetnymi zmianami.

Jowialny starszy pan, któremu czasami hiszpańskie media ciosają kołki na głowie, bo czują, że mogą – jego poprzednikowi Luisowi Aragonesowi nie mogły – znów wszystkich wywodzi w pole. Gdy my naiwnie krzyczymy: Hiszpania, fantazja, polot, on stał się mistrzem jednozeryzmu. Takim wynikiem jego drużyna kończyła wszystkie mecze w pucharowej fazie mundialu. A mecz z Chorwacją pokazał, że jednozeryzm trzyma się mocno i że największą siłą Hiszpanii pozostają rezerwowi.

To ją odróżnia od Barcelony z ostatnich lat, wiernej planowi A aż do pięknej śmierci. Reprezentacja nie jest zakładnikiem jednego planu, a del Bosque widzi więcej. Wielu się pukało w głowę, gdy przeciw Chorwatom zdejmował z boiska Fernando Torresa, a wprowadzał Jesusa Navasa. A to on strzelił zwycięską bramkę.

Hiszpanie w sobotnim ćwierćfinale zmierzą się z Francją, którą jeszcze z rozpędu nazywamy cichym faworytem mistrzostw, choć udał jej się na razie tylko jeden mecz, z Ukrainą. Włosi, na których pierwszy raz od dawna patrzy się z przyjemnością, zagrają z Anglikami.

Niemcy rywala znają już od trzech dni i ciągle nie mogą się go przestraszyć, choć Grecy krzyczą w tytułach gazet „Dajcie nam Merkel" i zapowiadają zemstę na strefie euro. Drużyna Joachima Loewa jako jedyna wygrała w rundzie grupowej wszystkie mecze. Ale też nie zachwyciła. Portugalię pokonała szczęśliwie, po meczu z Holandią trener miał pretensję, że jego piłkarze dali rywalom nadzieję na udany pościg w drugiej połowie, a po zwycięstwie z Duńczykami – że tak długo czekali z narzuceniem swojej władzy, wygraną zapewniając sobie dopiero 10 minut przed końcem.

Dlatego jeśli czegoś się Niemcy przed ćwierćfinałem boją, to nie tyle Greków, ile tego, że sami dla siebie będą najtrudniejszym rywalem.

„La Stampa" napisała, że niemiecko-greckie animozje to nowa zimna wojna Europy i piątkowy mecz w Gdańsku będzie miał mnóstwo podtekstów. Ale ma też jeden istotny feler: nie zagra zawieszony za kartki Giorgos Karagounis, a Grecja bez niego jest jak Ateny bez Akropolu. Drugiego takiego szaleńca, ciągle domagającego się od kolegów, by mu zostawili piłkę, bo on już będzie wiedział, co z nią zrobić, Fernando Santos nie ma. Przechytrzył Franciszka Smudę, przechytrzył Dicka Advocaata, z Loewem może mieć problem.

Wczoraj Grecy poczuli, że zaczął się dla nich inny turniej. Sala w Legionowie, w której podczas niektórych greckich konferencji prasowych można było grać w piłkę, nie przeszkadzając tej garstce chętnych do zadawania pytań, wczoraj zapełniła się niemieckimi dziennikarzami.

Portugalię dziennikarze oblegają zawsze, ale niewiele dostają w zamian, bo to jest zespół ludzi zranionych. Trener Paulo Bento – głęboko niezrozumiany. Cristiano Ronaldo – krzywdzony, cokolwiek zrobi. Tak czuli się traktowani na początku turnieju i teraz, w chwili sukcesu, nie zawahają się tego przypomnieć. Mają trochę racji, bo oceniano Portugalię z rozpędu jako zmanierowaną i rozlazłą drużynę, którą znaliśmy z ostatnich lat. A od początku turnieju grała bardzo dobrze, dając taką lekcję niszczenia własnego ego, że Holendrzy mogliby się uczyć.

Dziś Bento słucha pochwał za to, że się upierał, by Cristiano zrobić kapitanem, za pozbycie się z drużyny maruderów (Ricardo Carvalho i Jose Bosingwa). A Ronaldo niektórzy wróżą, że wreszcie zabierze Leo Messiemu Złotą Piłkę. Ale najpierw musiałby jutro pokonać Czechy, drużynę przyzwyczajoną do tego, że się przed meczem z nią dzieli łupy.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora p.wilkowicz@rp.pl

Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!