Loew salonowy

Choć niczego ważnego jeszcze nie wygrał, ma Niemcy u stóp. Czas najwyższy na pierwszy tytuł

Publikacja: 22.06.2012 02:49

Loew salonowy

Foto: ROL

Niemcy mówią, że to pierwszy Bundestrener, który nie wygląda jak Bundestrener. Mógłby być modelem, wszystko ma

zawsze modne i jak ulał. Mógłby być bankierem, pieniądze go kochają. Żaden trener niemieckiej kadry nie zarabiał aż 4 mln euro rocznie, a Loew ma jeszcze kontrakty reklamowe z Niveą, biurem podróży TUI i, jakżeby inaczej, grupą doradztwa finansowego.

Mógłby być politykiem, nie tylko dlatego, że Angela Merkel lubi zdobywać głosy w jego blasku, przyjeżdża na zgrupowania, ściska dłonie w szatni i ma z trenerem gorącą linię, ponad głowami szefów związku. Również dlatego, że Loew  dla każdego ma coś miłego. Niby to drobiazgi, jak „dzień dobry" po polsku podczas konferencji prasowej w Gdańsku. Ale działają.

Drobiazgowe planowanie

Od sześciu lat Niemcy pozostają pod jego urokiem. Loew to elegancja, ładny futbol, stawianie na młodość, konferencje, na których nie mówi się językiem szatni, tylko wykłada jak z katedry. Tematy wykładów się powtarzają: drobiazgowe planowanie (drobiazgowy to ulubione słowo Loewa), futbol jako sekwencja sprintów (to jego obsesja), futbol wertykalny, praca nad sobą jako podstawa rozwoju itd.

A wszystko z badeńskim akcentem, z którego Loew, dziecko południowego Schwarzwaldu, jest dumny. Niemieccy dziennikarze zawsze skrupulatnie zapisują te wszystkie „isch" i „högschde", czasami ten naukowy język futbolu przedrzeźniają. Ale jeśli nawet go krytykują, to tak, żeby ledwo poczuł. Najczęściej za to, że za bardzo eksperymentuje w meczach towarzyskich, wystawia drużyny niepodobne do tych z meczów o punkty i czasami kończy się to źle.

Za mecze o stawkę nie sposób mieć do niego jakichkolwiek pretensji. Niemcy idą w eliminacjach od zwycięstwa do zwycięstwa, a w trzech ostatnich wielkich turniejach przegrywali tylko z późniejszymi zwycięzcami: w mundialu 2006 (gdy Loew był asystentem Juergena Klinsmanna) z Włochami, w Euro 2008 i mundialu 2010 z Hiszpanią.

Bransoletka z koralików

W rankingach popularności trener od lat jest w ścisłej czołówce. Kobiety ślą mu listy miłosne. – Wszystkie czyta żona i potem gdzieś znikają – mówi Loew. Mężczyźni chcą się ubierać jak on, ćwiczyć jogę jak on, dbać o siebie jak on. Na każdym turnieju jest coś nowego do podpatrzenia. Na mundialu w RPA był niebieski pulower, który miał przynosić szczęście. Teraz jest bransoletka z koralików, też ją na razie trudno nazwać pechową. To, że cały sztab trenerski ubiera się tak jak szef, a piłkarze defilują jak modele, wszyscy już uważają za oczywistość. Tak było jeszcze wtedy, gdy Loew był asystentem Klinsmanna. Stał w cieniu, choć to on wybierał taktykę, pilnował treningów i oczywiście dobierał stroje razem z menedżerem kadry Oliverem Bierhoffem.

Klinsmann, dojeżdżający do pracy z Kalifornii, był od motywowania, od zagrzewających do boju przemów o tym, żeby rzucić Polaków na ścianę (gdy z Niemcami graliśmy w mundialu 2006), i od walki ze wszystkim tym, co w futbolu typowo niemieckie. Krzyczał, szarpał się, wydawał wojnę wszystkim, którzy narzekali: po co ci amerykańscy specjaliści od fitnessu, czy już nie mamy dobrych w Bundeslidze, co to za naiwny kalifornijski optymizm, przecież to się nie sprawdzi, co to za eksperymenty z ofensywnym stylem gry, przecież pójdziemy na dno.

Nie poszli, w mundialu 2006 pokazali inne Niemcy: odmłodzone, grające z fantazją. Wszystko dzięki temu, że za plecami Klinsmanna motywatora był Loew naukowiec, mieszający w retortach, mierzący ze stoperem, ile czasu zajmuje piłkarzom przyjęcie i oddanie piłki, i zaganiający ich do pracy, żeby zaczęli się mieścić w limicie, który im na to wyznaczył.

Z Klinsmannem nie byli przyjaciółmi, łączył ich cel i to, że na futbol patrzyli tak samo. Gdy Juergen po mundialu odleciał do Kalifornii, Loew za asystenta wziął sobie bratnią duszę, Hansa Dietera Flicka (w nieunikniony sposób zapowiadanego na konferencjach prasowych jako Herr Flick), z którym pracował jeszcze w niższych ligach. Razem zmienili Niemców w drużynę jeszcze efektowniejszą i młodszą niż ta Klinsmanna. Loew przejął kadrę, w której niemal wszyscy byli z nim na ty, czyli na Jogi (Joachim mówiła do niego jedynie matka), ale potrafił wymusić zmianę relacji. Dziś tylko Lukas Podolski ma pozwolenie na „Jogiego", bo jemu nie sposób niczego zabronić.

Piłkarzy, którym nowe porządki się nie podobały, Loew się pozbywał. Odsunął  Michaela Ballacka, Thorstena  Fringsa, którzy wcześniej rządzili drużyną. Do Ballacka Klinsmann mówił czule „Capitano", a jego następca robił wszystko, by władzę kapitana ograniczyć. Loew to piłkarski postmodernista, uważa, że skoro hierarchie runęły w społeczeństwie, to w szatni też się ich nie utrzyma.

Samiec alfa na czele szatni był dobry na czasy Beckenbauera, Rummenigge czy Matthaeusa, dziś trzeba grupą zarządzać inaczej. Podczas mistrzostw Europy cztery lata temu Ballack podpadł mu kłótniami o taktykę, i gdy z mundialu w RPA wyeliminowała kapitana kontuzja, Loew odetchnął, opaskę przekazał Philippowi Lahmowi, a drużyna odżyła i zaczęła zachwycać. Ballack już nigdy nie dostał powołania na mecz o punkty. Loew zaproponował mu tylko jako benefis towarzyski mecz z Brazylią, ale Ballack odmówił. Wcześniej jego menedżer nazwał kadrę w jednym z wywiadów bandą gejów (Schwule-Combo), co spaliło ostatni most.

Służyłem do mszy w katolickim kościele. Dom był konserwatywny, a wychowanie surowe

Loew może być czarujący, ale gdy się na coś uprze, nie ma rady. W odróżnieniu od Klinsmanna on swoje wojny toczy po cichu. I na razie wszystkie wygrywa. O jego konflikcie z poprzednim szefem federacji Theo Zwanzigerem i dyrektorem sportowym Mathiasem Sammerem mówiło się, że to już nie zimna wojna, ale epoka lodowcowa. Loew chciał pełnej władzy nie tylko nad reprezentacją, ale i drużynami młodzieżowymi. Nie zgodził się też, żeby ze sztabu kadry usunąć Olivera Bierhoffa, którego działacze nie znoszą. Zresztą nie tylko oni, bo Bierhoff to dziecko szczęścia, z bardzo bogatego domu, syn menedżera z branży energetycznej, pewny siebie. Nazywają go złośliwie „Ja, spółka akcyjna". I muszą jakoś przełknąć to, że wszystko mu się udaje, i że odsunął ich od władzy w kadrze. Bo Loew, przedłużając kontrakt, dostał wszystko, co chciał, i Bierhoff nadal rządzi. Reprezentacja jeszcze nigdy nie była marketingowo tak potężna jak teraz. A trener-model pasuje do niej jak żaden inny.

Z Bierhoffem dogadują się znakomicie. Obaj z dobrych rodzin, choć u Loewów w schwarzwaldzkim Schoenau, niedaleko Freiburga, żyło się dużo skromniej. Ojciec był zdunem, miał firmę zatrudniającą kilkanaście osób. Walczył na froncie, potem odbudowywał Niemcy, oglądając każdą markę. Joachim wspomina, że w jego rodzinie nie wyjeżdżało się na wakacje, czterech synów ubierano tak samo, co dziś sobie rekompensuje, dbając o stroje. Gdy dziennikarz „Die Welt" zapytał, do jakiej subkultury w młodości należał, odpowiedział: – Ministrantów. Służyłem do mszy w naszym katolickim kościele. Dom był konserwatywny, a wychowanie surowe – wspomina.

Jako nastolatek wyjechał do Freiburga uczyć się na handlowca. SC Freiburg to był jego pierwszy klub, potem grał jeszcze m.in. w VfB Stuttgart, Eintrachcie Frankfurt (tam poznał żonę Danielę, córkę prezesa klubu, są razem od ponad 30 lat), w szwajcarskich Schaffhausen i Winterthur. Jako trener zdobył ze Stuttgartem Puchar Niemiec i z Tirolem Innsbruck mistrzostwo Austrii. Pracował też w Turcji w Fenerbahce i Adanasporze. Ale najważniejsze dla jego kariery było to, że na trenerskim kursie spotkał Klinsmanna i odkryli, jak wiele ich łączy.

Rajdy mercedesem

Loew o futbolu może rozmawiać godzinami, ale wokół życia prywatnego zbudował mur. Żona rzadko bywa na meczach (Czy szef banku przyprowadza żonę do pracy? – pyta Loew), trener nie daje się namówić na żadne sesje, intymne wywiady. Choć o sobie opowiada chętnie. Przyznaje, że potrafi wpaść w szał, gdy nie może wypić espresso i gdy stoi w korku. Tracił już dwa razy prawo jazdy za rajdy swoim mercedesem i nadal, jak mówi, „ma za dużo punktów we Flensburgu" (tam jest niemiecka baza danych z punktami karnymi). Objada się słodyczami, choć wie, że nie powinien. Przyznaje się też do próżności. Tak, ubrania szyje na miarę, kremuje twarz, chodzi na pedikiur (mówi, że kto gra w piłkę i robi jogging, ten na pedikiur chodzić musi). Włosów nie farbuje, ma czarne po ojcu. I nie, nie nosi tupecika, choć ciągle spotyka niewiernych Tomaszów, którzy chcieliby go pociągnąć za grzywkę. Nie, nie jest gejem. – Zapytajcie żony.

Z tupecikiem czy bez, gej czy nie – to dla Niemców nie jest ważne. To dziś najbardziej otwarte społeczeństwo Europy, z najbardziej kolorową reprezentacją, najmłodszą w turnieju. Przydałoby się tylko, żeby po 16 latach oczekiwania ta reprezentacja wreszcie coś wygrała. Ale jak trzeba będzie poczekać jeszcze dwa lata i zostać mistrzem dopiero na mundialu w Brazylii, to Niemcy też się na Loewa nie pogniewają.

Niemcy mówią, że to pierwszy Bundestrener, który nie wygląda jak Bundestrener. Mógłby być modelem, wszystko ma

zawsze modne i jak ulał. Mógłby być bankierem, pieniądze go kochają. Żaden trener niemieckiej kadry nie zarabiał aż 4 mln euro rocznie, a Loew ma jeszcze kontrakty reklamowe z Niveą, biurem podróży TUI i, jakżeby inaczej, grupą doradztwa finansowego.

Pozostało 96% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!